Złudzenia, pozory, fałsz.Philip K. Dick uczynił z tych kwestii dominujący motyw swojej twórczości, na dziesiątki sposobów analizując je w licznych opowiadaniach i powieściach – zarówno w kontekście ontologicznym czy teoriopoznawczym, jak i socjologicznym czy psychologicznym. W większości utworów pisarz wyrażał wątpliwości co do realności, prawdziwości postrzeganego przez człowieka świata oraz przekonanie o ograniczonych możliwościach poznawania i pojmowania tegoż. Naturalną koleją rzeczy osią fabuły stawało się dociekanie przez bohaterów prawdy o rzeczywistości oraz dążenie do przezwyciężenia ograniczeń umysłu, a także do poszerzenia percepcji. Służyć temu miały różnorodne substancje psychoaktywne, ochoczo aplikowane sobie przez bohaterów.
Narkotyki te miały wielorakie działanie, prowadząc osoby, które je zażywały, np. do realnego przemieszczania się w czasoprzestrzeni czy wędrówek międzywymiarowych, innymi słowy – przeniesienia się do innego świata nie tylko mentalnie. W kreśleniu tego typu wizji Dick niewątpliwie posiłkował się własnym doświadczeniem, sam bowiem nie stronił od „prochów” przez długie lata. Kiedy udało mu się wyrwać ze szponów nałogu i rozejrzeć wokół trzeźwym wzrokiem, dostrzegł, jak wielkie spustoszenie przyniosły narkotyki pośród jego pokolenia – kalifornijskich kontestatorów lat 60. XX wieku. W pełni ujrzał, jak koszmarną złudą były obietnice narkotycznego nieba, bo rzeczywistością stało się piekło duchowej pustki, moralnego upadku, fizycznego i psychicznego wyniszczenia, chorób, nędzy i śmierci.
Powieść Przez ciemne zwierciadło, rozgrywająca sztandarowe motywy twórczości Dicka, stała się dla niego twórczym, symbolicznym rozliczeniem z wcześniejszymi poglądami o pozytywach zażywania narkotyków: wiarą w otwieranie przez nie drzwi do wyższych poziomów świadomości i percepcji, przekonaniem, że są one drogą ku duchowemu oświeceniu. Choć te wcześniejsze fascynacje pobrzmiewają jeszcze w umysłach bohaterów powieści, to konkluzja autora (znakomicie wypunktowana w przedmowie Jacka Inglota ) jest jednoznaczna: ćpanie to niezawodny sposób na uśmiercenie w sobie człowieka. Podkreśleniem tego przesłania jest zamieszczenie przez pisarza na końcu książki listy przyjaciół, którym narkotyki zniszczyły życie, nierzadko prowadząc ich wprost do grobu.
Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości w realiach bliskich czasowi i miejscu powstania książki. O jej przynależności do science fiction świadczą stosunkowo nieliczne (w porównaniu z większością utworów Dicka) futurystyczne gadżety, takie jak kombinezony maskujące uniemożliwiające identyfikację czy urządzenia holograficzne. Przyszłościowa jest także substancja A, zwana Agonią, wytworzona na bazie rośliny – nomen omen – Mors ontologica. Ten silnie działający i uzależniający narkotyk powoduje zanik właściwej komunikacji pomiędzy półkulami mózgu i rozdwojenie jaźni. Do walki z jego producentami i dystrybutorami przystępują agenci federalni.
Jednym z nich jest Bob Arctor, który po przekroczeniu progu biura przywdziewa zapewniający anonimowość kombinezon maskujący i staje się Fredem. W tym wcieleniu otrzymuje zlecenie rozpracowania pewnej grupy narkomanów, zaś jako Bob ma prowadzić w tej grupie inwigilację uczestniczącą, samemu udając uzależnionego. Aby stać się w pełni wiarygodnym, zaczyna przyjmować coraz większe dawki Agonii, by stopniowo popaść w nałóg. Wskutek działania narkotyku oba wcielenia bohatera przestają być świadome siebie nawzajem, co prowadzi do absurdalnej sytuacji. Bob jako narkoman ukrywa się przed agentami, zaś Fred jako agent tropi narkomanów. W końcu bohater otrzymuje zlecenie śledzenia... samego siebie.
Jego sytuacji nie polepsza gorące uczucie do pewnej dilerki, ani powodowana uzależnieniem destrukcja więzi międzyludzkich, której jest zarówno uczestnikiem, jak i świadkiem. Rozdarty wewnętrznie bohater gubi się w domysłach, co jest prawdą, a co wytworem halucynacji czy narkotycznych stanów paranoidalnych. Wszak fałszywe może być nie tylko to, co postrzega na zewnątrz, ale również jego myśli i emocje. Świat Boba/Freda staje się chaosem – bezsensowną zbieraniną zdarzeń, postaci i wewnętrznych odczuć. Obumiera wraz z jego duszą.
Z powieści przebija głęboki pesymizm i mroczny, nie pozostawiający żadnej nadziei fatalizm: człowiek to istota dążąca do samozniszczenia, niezależnie od oficjalnie wyznawanych ideałów i wartości. Aby przed samym sobą wytłumaczyć ten wewnętrzny przymus, samooszukuje się, tworząc sieć skomplikowanych uzasadnień dla swoich destrukcyjnych działań. Wraz z człowiekiem ginie również jego świat, który zgodnie z filozofią Kanta czy poglądami gnostyków istnieje tylko dzięki człowiekowi i przez niego jest kształtowany. Pragnienie pójścia na skróty, by zajrzeć za „ciemne zwierciadło” rzeczywistości (nawiązanie do „Listu do Koryntian” św. Pawła) jest jednak tak silne, że pokonuje instynkt samozachowawczy i wiedzie człowieka ku zagładzie. Zawrócenie z tej drogi jest niemal niemożliwe, a nawet jeśli się uda, może okazać się tylko chwilowym odroczeniem wyroku. Porzucając jeden, oferujący pozorne niebo narkotyk, człowiek zwykle natychmiast rzuca się
na inny. W efekcie zawsze ląduje w piekle, którego fundamentem jest uzależnienie, niemożność samostanowienia, paraliż wolnej woli, śmierć duszy. Aby obraz absurdu był pełen, okazuje się, że częścią problemu uzależnienia jest... system walki z uzależnianiami, zbudowany na fałszu w równym stopniu, co obietnice dilerów narkotykowych.
Ekspiacyjna powieści Dicka wytrąca nas z poczucia złudnego bezpieczeństwa i każe zastanowić nad własnymi motywacjami i zachowaniami, tudzież drogą, którą podążamy w życiu. Zmusza do, często niewesołej, autorefleksji. Nie daje jednak nadziei, że jej lektura będzie w stanie zmienić naszą autodestrukcyjną naturę. Pisarz ma gorzką świadomość, że nie wpłynie ona w znaczącym stopniu na czytelników, pozostając jedynie krzykiem rozpaczy na jałowej pustyni ludzkiej egzystencji. Do pewnego stopnia wymowę powieści udało się odzwierciedlić także w jej eksperymentalnej formalnie ekranizacji w reżyserii Richarda Linklatera z Keanu Reevesem w roli głównej.