Prawda o rzeczywistości jest niepoznawalna, zaś próby jej odkrycia to nie rokujące nadziei na sukces przedzieranie się przez kolejne warstwy złudzeń.* Tak można byłoby podsumować konkluzje płynące z całości dzieła Philipa K. Dicka.*W kolejnych swoich utworach pisarz rozgrywa przeróżne wariacje tego samego tematu, dochodząc za każdym razem do podobnego wniosku. Jeśli więc mamy taki problem ze światem, to co w takim razie z człowiekiem, który jest tego świata istotnym elementem? Czy człowiek także jest wielką niewiadomą? Nieprzewidywalną, nieokreśloną, a może wręcz... nieistniejącą? W twórczości Dicka znajdziemy potwierdzenie każdej z tych możliwości.
Znakomitym przykładem ubrania ontologicznych i poznawczych dociekań amerykańskiego pisarza w atrakcyjny, typowy dla niego kostium fabularny jest powieść Trzy stygmaty Palmera Eldritcha. Metafizyka, do której drzwi otwierać mają chemiczne czy biologiczne stymulanty, ekonomia wspomagana mocami parapsychicznymi, rekwizytornia rodem z pulpowej science fiction, surrealizm świata przedstawionego i bohaterowie o zachwianej tożsamości, w końcu pesymistyczna wymowa – to wszystko znajdziemy w owej książce w postaci – można rzec – klinicznej. Z perspektywy czasu możemy zaś ocenić, na ile prorocze okazały się wizje Dicka choćby w kwestii manipulowania świadomością społeczną za pomocą „narkotyku”, który w naszej rzeczywistości przybrał formę spreparowanych przekazów medialnych.
W pierwszej dekadzie XXI wieku cywilizacja na Ziemi przeżywa fazę kryzysu, spowodowaną efektem cieplarnianym i zatruciem środowiska. Ludzie nie kwapią się jednak do porzucania macierzystej planety i emigracji do kolonii na Marsie czy innych ciałach niebieskich Układu Słonecznego, gdzie życie tak naprawdę jest jeszcze cięższe. ONZ nie ustaje jednak w kolonizacyjnych wysiłkach, wysyłając tam osadników przymusowo. Dla tych ostatnich jedynym łącznikiem z wcześniejszym życiem, a także sposobem ucieczki od tragicznej egzystencji i namiastką szczęścia staje się iluzja oferowana przez zestawy Perky Pat – miniaturowe domki z lalkami wzorowanymi na Barbie i Kenie. Po zażyciu narkotyku Can-D koloniści „przenoszą się” do bezproblemowego, zabawkowego świata, gdzie wcieleni w pięknych bohaterów oddają się wszelkim doczesnym rozrywkom.
Monopolistą w produkcji zestawów, a także w nielegalnej dystrybucji Can-D, jest korporacja P. P. Layouts zarządzana przez bezwzględnego Leo Bulero.Dotychczasowa pozycja rynkowa firmy zostaje zagrożona, gdy po dziesięcioletniej podróży do układu Proxima Centauri powraca tytułowy Palmer Eldritch, przywożąc ze sobą narkotyk Chew-Z. Specyfik ten daje bardziej spektakularne efekty niż Can-D, oferując przeniesienie doskonałe do innego świata. Do końca jednak nie wiadomo, czy odbywa się ono jedynie w sferze umysłu, czy zażywający naprawdę trafiają do innej czasoprzestrzeni – równoległej rzeczywistości, w której wydarzenia różnią się od zachodzących w jej głównym nurcie. Całkowitą kontrolę nad tym narkotycznym światem zdaje się sprawować Eldritch, odmieniony przez Obcych i Chew-Z. Świadczyć mają o tym pojawiające się wciąż w tkance rzeczywistości trzy stygmaty jego obecności.
Tytułowy bohater kreuje się na nowego mesjasza, o czym najlepiej świadczy slogan reklamowy, którym się posługuje: „Bóg obiecuje życie wieczne. My je dajemy”. Przerażony ofensywą niespodziewanego konkurenta, Leo Bulero zleca śledztwo w tej sprawie swojemu zaufanemu współpracownikowi Barney’owi Mayersonowi – jasnowidzowi zajmującemu się prognozowaniem rynkowych trendów. Ten, uwikłany w liczne rozterki wewnętrzne, stopniowo gubi się w mnożących się wersjach świata. Dalsza walka pomiędzy Bulero a Eldritchem rozgrywa się na różnych płaszczyznach rzeczywistości i napędza coraz bardziej odrealnioną akcję, która zaskakuje na każdym kroku. Co jest prawdą, a co narkotyczną iluzją? A może wszystko jest wyłącznie tym drugim?
Co charakterystyczne dla Dicka, skomplikowana, wielowarstwowa fabuła staje się dla niego pretekstem do dociekań filozoficznych i teologicznych. Podobnie, jak w innych jego utworach, dalekie są one jednak od podręcznikowych standardów. Na podstawie wybranych elementów różnych systemów oraz własnych odczuć i intuicji pisarz buduje własne struktury pojęciowe i hipotezy, drobiazgowo je analizuje, przewartościowuje i testuje, konfrontując z powieściowym światem. W ostatecznym rozrachunku Dick nie pozostawia nam złudzeń: każde fałszywe niebo zawsze ostatecznie okazuje się piekłem. A fałszywy mesjasz, jeśli nie jest Antychrystem, to przynajmniej Demiurgiem, psującym i zakłamującym Boże dzieło stworzenia.
Z tego też powodu w rzeczywistości nic nie jest tym, czym się wydaje. Człowiek błąka się w niepoznawalnym świecie, zagubiony pośród melanżu spostrzeżeń dostarczanych przez zmysły i tworów własnego umysłu. Wszelkie próby wspomagania się specyfikami mającymi „otwierać drzwi percepcji” prowadzą na poznawcze manowce i kończą się jeszcze większym pomieszaniem tego, co być może autentyczne, z tym, co z gruntu fałszywe. Również religia nie okazuje się pomocna w odnalezieniu prawdy, ponieważ ta zagubiła się podczas tysiącleci przekazywania przez ludzi obarczonych brzemieniem niedoskonałości i uległa wykoślawieniu przez wykoncypowane przez nich dogmaty.
Cóż więc w takich okolicznościach wypada nam czynić? Czym się kierować? Tego Dick – jak zwykle – nie mówi, stawiając mnóstwo pytań i nie dając na nie zadowalających odpowiedzi. Pisarz cały czas zasiewa w nas ziarno wątpliwości, które go dręczą. To z kolei przywodzi na myśl Kartezjusza, który wszak stwierdził: „Wątpię, więc jestem”. Czy celem rozważań Dicka było więc uświadomienie nam, że pomimo niepewności odnośnie istnienia i kształtu świata, my jednak istniejemy jak najbardziej realnie? W kontekście całokształtu omawianej powieści możemy pokusić się i o taką interpretację.