Kawa i papierosy, dwudniowy zarost, nieco szorstki sposób bycia – trochę jak Bogart, albo nawet Phillip Marlowe z jego cynizmem, przeświadczeniem, że i tak nic nie wskóra, bo świat nie jest dobry, dziecinko. Znane? No jasne – znane i pełne uroku rodem z kina noir.
Zaczyna się właśnie tak: klasycznie. Boston, deszczowa noc, która wyciąga prywatnego detektywa na kolejne miejsce zbrodni. Spodziewacie się pięknej Lauren Bacall z idealną fryzurą w ołówkowej spódnicy w roli ofiary? No cóż, Rzeczy niekształtne potrafią zaskoczyć od pierwszej sceny i zamiast filmowej gwiazdy w pończochach prywatny detektyw odnajdzie zamordowaną wróżkę. Zresztą, detektyw też nie jest takim po prostu zwyczajnym facetem, a Boston zwykłym Bostonem. Mark del Franco zabiera czytelnika w niesamowitą podróż pełną magii, mrożących krew w żyłach zabójstw i niesamowitej dawki dobrego humoru.
Connor Grey, były członek magicznej Gildii, to druid, który w wyniku zamachu terrorystycznego utracił całkowicie swoją moc. Jednak praca policyjnego konsultanta, którym dzięki dobremu sercu swego partnera, Leo Murdocka jest Grey, nie zawsze wymaga magicznych umiejętności.Choć trzeba przyznać, że w świecie, w którym wróżki szlajają się po ciemnych zaułkach i zadają z bogatymi typami spod ciemnej gwiazdy, a chochliki, elfy czy inne fata żyją swobodnie w sąsiedztwie, magia czasem po prostu ułatwia pewne sprawy. W Weird, dzielnicy Bostonu zamieszkałej głównie przez fata, ktoś brutalnie zabija wróżki, wyrywając im serca. Wtorkowy Zabójca – bo tak nazwały go już miejscowe brukowce – zdaje się wyprzedzać każdy krok policji, a dokładniej Connora i Murdocka. Co gorsza, wydaje się, że im dalej śledczy duet posuwa się w sprawie mordercy, tym bardziej i Gildia, i policja mają coś do ukrycia. Bohaterowie są jednak naturalnie niezłomni i wkrótce trafiają na ślad Wtorkowego Zabójcy i tego, co nim kieruje. To, czego
dowiaduje się Connor może zachwiać równowagą całego świata po Konwergencji…
* Rzeczy niekształtne to doskonała powieść: zabawna, świetnie napisana, ze skrojoną na miarę fabułą i intrygującymi zwrotami akcji.* Mark del Franco , dla którego powieść ta jest literackim debiutem, doskonale operuje znanymi z literatury i filmu schematami – na przykład charakterystycznymi dla klimatu noir kliszami takimi jak wspomniana już postać detektywa, typowy sposób przedstawiania sytuacji czy styl wypowiedzi. Ważniejsze jednak od umiejętnego żonglowania znanymi z kultury schematami jest fakt, że del Franco mocno je odświeżył i dzięki temu zaprezentował historię ciekawą, dowcipną i niesamowicie wciągającą.
Poza wartką akcją warto wspomnieć o tym, że autor tworzy świat magii i fantazji, który choć emanuje dowcipem i pełno w nim (teoretycznie) słodkich, dobrych, roztaczających wszem i wobec pogodny uśmiech istot, nie jest ani trochę infantylny. To nie jest tylko kryminał i nie jest to tylko fantasy. To coś znacznie więcej. To spora dawka doskonałej rozrywki – poważna historia ukryta za pozornym kpiącym uśmiechem błazna i ogromna dawka dobrego humoru. Gorąco polecam!