Kaszka z mlekiem. Zwykłej matki zabawne wzloty i gwałtowne upadki.
Tytuł oryginalny | The Unmumsy Mum |
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2018 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
To nie jest kolejny poradnik dla rodziców. To jest prawdziwe życie.
Czytanie o nim sprawi, że będziesz ryczeć ze śmiechu i czerpać pociechę z faktu, że to wszystko przytrafiło się nie tylko tobie…
To książka traktująca szczerze o macierzyństwie takim, jakim naprawdę ono jest. Opowiada o trudnej, czasami szalonej, ale też zabawnej rzeczywistości, o tym, że nie można mieć podejścia "jeden rozmiar dla wszystkich" i jak czasami absolutnie dobrze jest nie wiedzieć, co się robi.
Pisze o nim zupełnie zwyczajna mama – nie owija w bawełnę: mówi o macierzyństwie z całym jego zabałaganionym, zwariowanym i komicznym dobrodziejstwem, bez uniwersalnych rozwiązań, za to z nieodłącznym poczuciem zagubienia. Jej relacje z życiowych lekcji wyniesionych ze zmagań z dwójką małych chłopców – od narodzin przez ząbkowanie, karmienie o trzeciej w nocy, napady złości, sale zabaw aż do odpieluchowania – rozbawią was do łez i tchną w was otuchę, że inni zmagają się z takimi samymi problemami…
Blog i strona na Facebooku prowadzone przez Unmumsy Mum, czyli Sarah Turner odniosły niespodziewany sukces! Szczerość, prostota i poczucie humoru, z którymi pisze o macierzyńskiej rzeczywistości zaskarbiły jej tysiące fanów. Jak to właściwie jest być mamą? Turner opowiada o tym bez cenzury, a malowany przez nią obraz macierzyństwa – w którym jest miejsce zarówno na zachwyt, jak i chwile zwątpienia i konfrontacji z własnymi słabościami – przemawia do licznego grona rodziców nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale w całej Europie i w USA .
Sarah Turner żadnego tematu się nie boi – prowadzi nas przez ciążę (zupełnie niezrozumiale nazywaną stanem błogosławionym), niekończące się nocne karmienia, wyzwania czyhające na spotkaniach dla młodych matek, powrót do pracy; opowiada o zmaganiach z przebojowymi kilkulatkami i o tym, co dobrego może przynieść zanurzenie się w piekielną otchłań sali zabaw.
Nie dowiecie się z tej książki, jakimi być rodzicami, co warto kupić i jak powinniście się czuć w tej roli. Rozbrajającą szczerość tej opowieści da wam natomiast mnóstwo powodów do śmiechu, być może wzruszy, a już bez wątpienia pozostawi was z uczuciem ulgi i myślą: jak dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam…
„Blog The Unmumsy Mum jest niesłychanie zabawny. Turner nie boi się mówić o tym, czego inni się wstydzą – uwielbiam ją za to!”
Giovanna Fletcher
O autorce:
Sarah Turner mieszka w Devon z mężem i dwoma synami. Zaczęła pisać po tym, jak rozczarowała ją inna literatura dla rodziców, którą czytała w Internecie. Wszyscy zdawali się radzić sobie tak dobrze. Gdzie były opowieści o mamach, które wyrywały włosy z głowy po kolejnej nieprzespanej nocy i niekończących się powtórkach „Świnki Peppy”? Wtedy Sarah złożyła przysięgę, że będzie dokumentować prawdziwy obraz rodzicielstwa, i tak stała się autorką bloga the unmumsymum
Nie był to pierwszy pamiętnik prowadzony przez mamę w internecie, ale zdecydowanie wyróżniał się na tle innych. Szczerość Turner, jej dystans do siebie i poczucie humoru przyciągnęły do bloga rzesze sfrustrowanych, przemęczonych i przerażonych rodziców, głównie matek, które znalazły w nim gościnną przestrzeń, gdzie czuły, że ich rodzicielskie słabości i niedostatki zostaną wysłuchane i zaakceptowane.
Sarah Turner to mama „niemamusiowata”, nieidealna, ale przez to bardzo prawdziwa.
Numer ISBN | 978-83-8074-176-8 |
Wymiary | 135x205 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 334 |
Język | polski |
Fragment | …A już najbardziej na nerwy działał mi ten legendarny ciążowy Blask. Nie miałam złudzeń. Nie promieniałam urodą. Jak długo wypada mieć nadzieję, że to się zmieni? Na początku uwierzyłam w tę legendę. Podekscytowana czekałam na swoja kolej. Wystarczyło tylko jakoś przetrwać pierwszy trymestr (aka „rzygmestr”) – dziwny, bo niby już jesteś w ciąży, ale tak jakby jeszcze nie do końca – a stąd już prosta droga do obiecanej krainy lśniących włosów i promiennej cery; krainy w której z dumą nosisz swój kształtny brzuszek, uwypuklony przez atrakcyjną odzież ciążową. Tak narodził się mój prywatny żarcik: Czy już promienieję? Jak to „jeszcze nie”?! Zamiast roztaczania blasku – wymiotowałam, pociłam się jak świnia i czułam się wiecznie zmęczona. Moja cera poszarzała, wyskoczyły mi pryszcze – urodą bliżej mi było do nastolatek w najgorszym okresie dojrzewania, niż do zarumienionych „ciężarówek” z modnych czasopism. „Kształtny brzuszek”, który tak bardzo chciałam opinać sukienką z Topshopu kształtem przypominał raczej szeroką oponę przez co wyglądałam jak walec. Tłuszcz rozlewał się po zaskakujących rejonach mojego ciała, na przykład wokół ramion oraz w podbródku. Na swój sposób nawet mi się to wszystko podobało – w każdej ciąży przybrałam ponad piętnaście kilogramów, co dawało mi niezwykle poczucie wolności: „E, gorzej nie będzie nawet jeśli zjem jeszcze jeden kawałek ciasta.” “Kiedy pomyślę, jak wyobrażałam sobie siebie w roli pani domu zanim pojawiły się dzieci (obrazek rodem z ilustracji z lat 50. zeszłego wieku: rumiane dzieci bawią się grzecznie, a ja, w uroczym fartuszku, spokojnie popijam kawkę z koleżanką, która próbuje świeżo upieczoną babeczkę mojego autorstwa), po prostu wybucham śmiechem i ścieram dziecięce smarki z leginsów.” Lara, Chorley |
Podziel się opinią
Komentarze