Stulecie winnych. Ci, którzy przeżyli to powieść, której przytrafił się pech podwójny. Przede wszystkim czytałam ją niedługo po fenomenalnych Jej wszystkich życiach Kate Atkinson, rozgrywających się w zbliżonym okresie, tyle że w Wielkiej Brytanii. Po drugie, to o wiele bardziej proza obyczajowa niż historyczna, w czym jeszcze nie ma nic złego.
Dobry obyczaj cenię równie wysoko, co niezłe odwzorowanie historycznych realiów, bo trafia się on bardzo rzadko. Powieść Ałbeny Grabowskiej, rozgrywający się w latach 1914 - 1939 w Brwinowie pierwszy tom sagi wielopokoleniowego rodu Winnych, dobra jednak nie jest, a przynajmniej nie dla mnie, bo prozy napakowanej melodramatami postaci, których psychologia ma znaczenie mocno drugorzędne, nie trawię.
A stężenie dramatów na osobę jest na kartach Stulecia imponujące: śmierć przy porodzie, wojna, zabójstwo, ojcobójstwo (dwie różne zbrodnie), zdrada małżeńska, niewola, przemoc w rodzinie, okaleczenia, porzucenie dziecka, Alzheimer, Parkinson, epidemia grypy, porażenie prądem, a na koniec kolejna wojna. Bynajmniej nie wymieniłam wszystkiego. A książka liczy niecałych trzysta trzydzieści stron. Występuje zatem efekt odwrotny do zamierzonego. Na dramaty postaci, które zresztą cierpią na coś, co na własny użytek nazwałam „syndromem późnej Musierowicz” (ich cechy charakteru nie wynikają z opisanego zachowania, ale z autorskich didaskaliów, determinujących, jaki dany bohater jest, co czytelnik przyjąć ma za pewnik), po prostu się dość szybko obojętnieje. A w pewnym momencie kumulacja nieszczęść miast współczucia zaczyna budzić uśmiech niedowierzania.
Poza tymi dramatami pierwsze ćwierćwiecze Stulecia Winnych nie ma zaś zbyt wiele do zaoferowania. Fakty historyczne wykorzystane w fabule są powszechnie znane, opisy wojennej nędzy na wsi zdawkowe, brak humoru wyjaśnić raczej łatwo, trudno natomiast pogodzić się z lakonicznością frazy i bezbarwnością języka, suchego i nieangażującego odbiorcy w opowieść, która rzekomo aż kipi od różnorodnych emocji. Jest i element „fantastyczny” (cudzysłów nieprzypadkowy) - jedna z bohaterek ma dar przewidywania przyszłości. Lepiej by było, żeby go nie było, tyle napiszę.
Nie wykluczam (a nawet jest to wysoce prawdopodobne), że znajdą się czytelniczki - bo w czytelnika w tym wypadku szczerze wątpię - którym ta historia zaoferuje dokładnie to, czego oczekują i szukają. Nie jest całkowicie pozbawiona zalet, bo wiele pozornie sztampowych wątków kończy się w sposób sprzeczny z oczekiwaniami. Jest to jednak z całą pewnością proza kompletnie nie dla mnie. Przeczytałam szybko i bez większego bólu, ale i bez jakiejkolwiek przyjemności. Dlatego oceną proszę się za mocno nie sugerować, wynika ona wyłącznie z moich czytelniczych preferencji.