Włosy Kai układały się w piękne długie loki, właściwie w sprężynki. Maja prostuje swoje z wielką siłą i zaciętością. Kaja czasem wracała do domu odurzona alkoholem, chichotała i schowana pod kołdrą po swojej stronie pokoju prosiła, żeby siostra jej nie wydała. Maja nigdy nie smakowała nawet piwa. Kaja wychodziła wieczorami, w krótkiej spódniczce i bez słowa wyjaśnienia. Maja zostaje w domu – nawet Sylwestra spędza w czterech ścianach. Maja bardzo boi się dotyku – od splecionych dłoni odskakuje jej własna, język zwija się i cofa przed każdym potencjalnym pocałunkiem, przerażona chowa się w szerokich, sportowych koszulkach, żeby nie pokazać piersi. Bo Kai już nie ma – i to dlatego, że się kochała.
Maja ucieka przed siostrą, zapomniała już dawno jak to jest mieć własne życie – dzieli je, właściwie od zawsze, z Kają. Tylko kiedyś miały wspólny pokój, teraz Kaja zamieszkała w głowie Majki, jak w ciasnej kawalerce bez okien i drzwi – nie ma jak z niej uciec, wypełnia ją całą, po brzegi. Siostra popełniła samobójstwo, a ta druga, która została, nie może się uwolnić od śmierci. To ona znalazła Kaję w wannie pełnej wody. Kaja – starsza siostra, bohaterka, najlepsza przyjaciółka, wzór do naśladowania, zadała cios – po prostu odwróciła się na pięcie i zostawiła kogoś, kto kochał ją najbardziej na świecie. Dwoma ruchami dłoni, w których trzymała żyletki, przecięła wraz ze swoimi żyłami, te nerwy na których trzymały się uśmiechy mamy, taty i młodszej siostry. Mamie zabrała nawet kawałek rozumu, bo teraz ciężko ją znaleźć na dnie niewidzących oczu, w osobie, która ledwo się trzyma na nogach i czasami robi pod siebie. A tata nie potrafi nią zatrząść na tyle mocno, żeby w środku niej znów coś zaskoczyło, żeby
wróciło na utarty tor. Więc odwraca się tyłem, gotuje tylko wtedy, gdy mu się przypomni, ucieka w delegacje – niby z firmy, a tak naprawdę od życia. Maja jest sama. Choć wciąż ma ze sobą Kaję, która nawet zza drugiej strony lustra determinuje jej życie – to przez wstyd, przemieszany z lękiem, z nieśmiałością, Maja wybrała gimnazjum na drugim końcu miasta, żeby móc być anonimową, ukryć się w tłumie i nie musieć oglądać oczu, które współczują. A po przeprowadzce do nowej szkoły, to tam znajduje swoje przeznaczenie. Przeznaczenie jest niewysokie, na pewno niższe od niej, blond i niezwykle pociągające. Maja dowiaduje się, że ma na imię Alek i śledzi go wzrokiem wszędzie tam, gdzie sięga. Zamknięta w swoim strachu przed jakimkolwiek zbliżeniem, nie zabrania sobie marzyć o byciu z chłopakiem, choć nie do końca wie, jak wyglądać miałby taki związek. Wie jedno – są sobie pisani. Nie co dzień się bowiem zdarza, żeby dziewczyna, która zakochuje się w chłopaku, miała siostrę samobójczynię, a on brata, który popełnił
samobójstwo.
Maja jeszcze nie wie, jak żyć, wie za to doskonale, z kim.
Ta książka najpierw mnie nie ciekawiła. To literatura, której nie jestem docelowym odbiorcą. Taka, która nie powinna mnie wzruszać, bo mam już za sobą ukradkowe spojrzenia, pisanie maili (listów), biwaki, na których po pójściu opiekuna do namiotu wyciąga się jedno piwo na kilka osób i za sobą już mam tę niewinność i dziwienie się drugiemu człowiekowi, właściwą pierwszej miłości. Ale wraz z każdym kolejnym zdaniem, uświadamiałam sobie, że nie ma tu znaczenia wiek odbiorcy, że to niezupełnie jest książka o nastolatkach – to książka o człowieku – zagubionym, nie do końca ukształtowanym, mającym mnóstwo pytań, na które nikt nie odpowiada. To książka o dziewczynie, która nie chce jeszcze stawać się kobietą, ale nie ma już dla niej miejsca w dziecięcości – za dużo widziała, za wiele usłyszała, zbyt czerwona była woda w wannie z ciałem jej siostry, zbyt milcząca mama, która powinna mówić słowa miłości. Kiedyś mówiła, a teraz nawet nie słucha. To książka o przełamywaniu wewnętrznych barier, o tym, jak wielką siłę ma
uczucie – Maja prosi Alka „Naucz mnie dotyku” i pod jego dłońmi otwiera się na świat, zaczyna dostrzegać kolory i w końcu uświadamia sobie, że nie jest tylko siostrą Kai, że sama może napisać swoją historię, że nie będzie musiała dzielić losu siostry, że kręcone włosy są ładne, nawet, jeśli kiedyś takie same miała Kaja. Bo oczy mają przecież całkiem inne, a Maja ma własne imię, a jedna litera w tym imieniu zmienia bardzo wiele.
Takie książki dla młodzieży lubiłam najbardziej, gdy byłam w wieku bohaterów – pełne prawdziwego życia, soczyste i takie, w których mogłam odnaleźć siebie. Takie, których bohaterowie mieli zwykłe włosy, związane w koński ogon, wytarte dżinsy i plecaki niedbale przerzucone przez ramię, a nie tatuaże, drogie samochody i wampirze zęby. Z takimi bohaterami mogłam się przyjaźnić, bo byli jak koledzy z bloku obok. I świetnie ich rozumiałam, ich uczucia, ich mentalność, ich świat, zupełnie taki sam jak mój. Dlatego i teraz tak dobrze czytało mi się o Majce i Alku, w takim pośpiechu przerzucałam strony, bo nie mogłam się doczekać, by wiedzieć więcej i więcej i więcej…
A gdy nagle dotarłam do końca, żałowałam, że zaraz rozstanę się z bohaterami – zżyłam się z nimi, chciałam dalej iść z nimi noga w nogę, podglądać, jakie ścieżki wybiorą dalej, jak pokierują swoim losem, czy będą nadal całować się z taką samą zapalczywością?