Trwa ładowanie...
recenzja
01-07-2010 11:20

Juan Rulfo, poeta prozy i śmierci

Juan Rulfo, poeta prozy i śmierciŹródło: Inne
db3ro3s
db3ro3s

Pisałem już na łamach Wirtualnej Polski o mało komfortowej sytuacji krytyka, który recenzuje wznowienia literackich arcydzieł. Niełatwo było z Hrabalem , jeszcze trudniej z * Lordem Jimem, a co dopiero mówić o ponownym wydaniu wybitnego *Pedra Páramo Juana Rulfo? Zrecenzować jednego z największych klasyków literatury meksykańskiej i światowej tak, jakby jego słynna powieść powstała niedawno? Potraktować autora jako zupełnie nieznanego szerszej publiczności, zgoła debiutanta? Czy może wprost przeciwnie, zrezygnować z „ja" krytycznego i cytować bez końca fragmenty setek doktoratów, prac magisterskich, książek, esejów i artykułów poświęconych Juanowi Rulfo? Bez względu na decyzję, bezsporne pozostają dwa fakty. Po pierwsze, Pedro Páramo to „jedna z najlepszych powieści literatury hiszpańskojęzycznej i literatury w ogóle" ( Jorge Luis Borges ). Po drugie, w dalszym ciągu jest to powieść nieznana szerszej publiczności w Polsce, a jej autora zapewne niewielu z nas wymienia jako jednego z najważniejszych i najznakomitszych twórców XX-wiecznej literatury. To, że Juan Rulfo w dalszym ciągu pozostaje pisarzem do odkrycia przez polskiego odbiorcę dziwi tym bardziej, że powszechnie uznaje się go za prekursora realizmu magicznego, na punkcie którego szalały swego czasu tłumy rodzimych czytelników, a zdaje się, że i dzisiaj znaleźlibyśmy paru miłośników nurtu. Pozostaje mieć nadzieję, że wznowienie powieści (wcześniejsze wydania: 1963 i 1975 rok) w prestiżowej i doskonałej edytorsko serii Znaku 50 na 50 obok dzieł Haszka , Dostojewskiego czy Conrada odmieni w sposób znaczący tę sytuację.

Na ulicach Comala słychać prośby i skargi wielu mieszkańców miasteczka, w którym najprawdopodobniej nie ma już ani jednej żywej duszy. Albo inaczej – są już tylko żywe i błądzące bez celu dusze, gdyż niegdysiejsze żywe ciała dawno zostały pochowane w ziemi. Słychać też wycie nieistniejących psów, a w chłodniejsze dni wiatr niesie tumany liści z drzew, które od lat tutaj nie rosną. Powieść rozpoczyna się w momencie, w którym do miasteczka-widma jakby wyjętego z przerażającego horroru przybywa Juan Preciado: „Pojechałem do Comala, bo powiedziano mi, że tam mieszka mój ojciec, niejaki Pedro Páramo". Okazuje się, że Comala jest martwym, wyludnionym miejscem, a jednak na każdym kroku Preciado odnajduje ślady dawnego życia, spotyka się z duchami i wsłuchuje w głosy, które opowiadają mu o brudnych czynach Pedra Páramo, bezwzględnego lokalnego kacyka, mordercy i gwałciciela, który zamiast przestrzegać prawa sam je stanowił.

Jest też umarła niedawno Doloritas, matka Juana Preciado, która wiele lat temu zmuszona została do opuszczenia Comala i dzisiaj jej syn ma możliwość skonfrontowania jej wyidealizowanych wspomnień („Barwa ziemi, zapach lucerny. Wioska, która pachnie miodem świeżo rozlanym") z brutalną rzeczywistością. Jest Miguel Páramo, młodzieniec jeszcze bardziej szalony i bardziej bezwzględny od ojca. Jest Fulgor Sedano, pełniący funkcję administratora posiadłości, a będący de facto człowiekiem zarządzającym interesami rodziny Páramo, spełniającym zachcianki i wprowadzającym w życie rozkazy don Pedra. Jest ojciec Renteria, jedna z ofiar Páramo, a jednocześnie mimowolny wspólnik tych dyktatorskich rządów (kościół utrzymywany jest przede wszystkim z datków Pedra). Jest chora Susana San Juan, wielka miłość Pedra Páramo, jest Damiana Cisneros i wiele innych postaci-duchów, jest wreszcie krwawa rewolucja meksykańska, gorliwa religijność mieszkańców miasteczka i wszechobecny w powieści Bóg, który w milczeniu przygląda się
temu całemu piekłu, „ziemi, tej dolinie łez".

Trudno mówić w przypadku powieści Juana Rulfo o linearnej fabule, którą można by następnie streścić w kilku zdaniach. Pedro Páramo to utwór eksperymentalny, niezwykle zróżnicowany formalnie, z rwaną narracją, dziesiątkami wizyjnych obrazów i poetyckich opisów, mieszającymi się i dopowiadającymi głosami, zmieniającymi się czasami i przestrzeniami, wreszcie też z nierozerwalnie tutaj splecionymi życiem i śmiercią. Śmierć jest głównym wątkiem i nadrzędnym tematem twórczości Juana Rulfo, a fabułę czy postaci można wręcz tutaj potraktować pretekstowo. Już w 1959 roku (powieść ukazała się w 1955 roku) Alfonso Reyes zauważył trafnie: „Ścisła ocena twórczości Rulfa musi koniecznie uwzględnić styl, którego pisarz używa tak zręcznie w swojej dziwnej powieści". Paradoksalnie, Rulfo, uznawany za prekursora realizmu magicznego, w warstwie językowej ma niewiele wspólnego z dużo bardziej „barokowymi", przegadanymi Cortazarem czy Marquezem . Jak pisała Krystyna Rodowska, Rulfo jest jednym z największych poetów prozy: „Swoją sztuką potrafił wykreować jak nikt przed nim mit „głębokiego Meksyku", a udało mu się to chyba tylko dlatego, że znalazł jedyny, konieczny wyraz dla swego fundamentalnego doświadczenia ontologicznego: zasłuchania się w Śmierć. To śmierć, śmierć jego najbliższych, pełne bezsensownych, bratobójczych śmierci lata Rewolucji Meksykańskiej i powstania cristeros, a także śmierć dziedziczna, indiańsko-meksykańska, która czyni z zaświatów świat widzialny i słyszalny, zrodziła niezwykłą, ascetyczną poezję Juana Rulfo".

db3ro3s

Przypomnę raz jeszcze: Pedro Páramo to klasyka hiszpańskojęzycznej prozy, arcydzieło światowej literatury i lektura obowiązkowa. Utwór skomplikowany, wielowątkowy i wieloznaczny, wymagający uważnej i – najlepiej – wielokrotnej lektury. I to wszystko w ramach jednej mikropowieści, którą moglibyśmy przeczytać w dwie, trzy godziny. Szkoda tylko, że wydawca nie zdecydował się na wznowienie w ramach tego tomu także niewielkiego objętościowo zbioru opowiadań pt. „Równina w płomieniach" (te dwa utwory stanowią prawie cały dorobek Rulfa, który po ich publikacji właściwie przestał pisać) uważanego przez część badaczy za jego właściwe dzieło życia oraz że tak trudnemu utworowi, jakim niewątpliwie jest Pedro Páramo, nie towarzyszy żaden esej przybliżający biografię autora, najpopularniejsze interpretacje dzieła (chociażby interpretację mityczną, zgodnie z którą don Pedro nie tyle jest lokalnym kacykiem, co raczej Ulissesem, a jego martwa ziemia – Edenem na opak) czy inne powieści Rewolucji Meksykańskiej.
Obawiam się, że bez tego rodzaju kontekstów, swoistych „rusztowań", i tym razem polski czytelnik może mieć problemy z przyswojeniem prozy Rulfa.

db3ro3s
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
db3ro3s