Zaznaczam od razu - to nie jest poradnik – ani odnośnie tego, jak podróżować z dzieckiem, ani tym bardziej o tym, jak podróżować z dzieckiem po krajach skandynawskich, mimo iż przynajmniej porad jednego rodzaju można by się było spodziewać po tej książce, sądząc po tekście umieszczonym na jej okładce.
Nie jest to również typowy przewodnik. To raczej dziennik podróży do kraju, który ukochali sobie Aldona i Marcin w czasach, kiedy byli wyłącznie małżeństwem, a nie małżeństwem z dzieckiem.Ten drugi stan nie przeszkodził im jednakże w spełnianiu podróżniczych marzeń, o czym można się przekonać z kart tej niewielkiej książeczki. Pełno w niej fotografii miejsc odwiedzonych w czasie wojaży z Miśkiem, sporo też informacji o samej Norwegii, do tego oczywiście uwagi o dziecku i rodzicach w podróży.
Można oczywiście autorce zarzucać zbytnią chaotyczność, prostotę języka, zbytnią emocjonalność czy też szczerość, ale nie należy zapominać, że mamy przecież do czynienia z pamiętnikiem, a nie profesjonalnym reportażem z podróży. Mnie osobiście ta prostota, żeby nie powiedzieć kolokwialność bardzo męczyła, więc gdyby nie zdjęcia i cytaty, trafnie oddającą ideę poznawania świata z własnymi dziećmi, pewnie całość nie przypadłaby mi wcale do gustu, mimo iż sama jestem matką podróżującą chętnie i często ze swoją pociechą, a więc podzielającą poglądy autorki. Właśnie dlatego z całą mocą muszę stwierdzić, iż chociaż podróżować każdy może, to pisać o tym już niekoniecznie. Ta pierwsza czynność wydaje się być w przypadku tej książki znacznie mniejszym wyzwaniem niż ta druga.