Oto XVIII-wieczna Anglia. Trochę ją już znamy, choćby z powieści Jane Austen . Tym razem czytelnik zobaczy te światy, których nie widzi się z perspektywy salonu i pokoju muzycznego. Opowieść narratorki Księgi ogni dotyczy tej strony życia, o której w towarzystwie się nie mówi i nawet jeśli Lizzy Bennet skądś się dowiedziała, że tak żyją inni ludzie, to nie był to temat pogawędek z panem Darcy. O czym pisze Jane Borodale? O trudach życia, które absolutnie nie rozpieszcza, zwłaszcza, tego, kto urodził się bez srebrnej łyżeczki w ustach.
Wieś jakich w tym czasie wiele. Urbanizacja i industrializacja dopiero wybuchnie, póki co mamy grodzenia, które są przyczyną niedostatku wielu wiejskich rodzin. Czytelnik obserwuje życie jednaj z nich. Duszną izbę, sfatygowane sprzęty, liczne potomstwo, liche szanse na najedzenie się do syta. Autorka korzysta nie tylko ze swojej wyobraźni, ale także z dokumentów i opracowań, dlatego czytelnik dostaje piękny opis życia codziennego mieszkańców wsi, ich obowiązków, rytmu pracy, dużych zgryzot i małych przyjemności. Szczegółowo zostaje opisane świniobicie. Brutalne uwiedzenie także. W tej scenerii funkcjonuje sobie główna bohaterka.
Agnes Trussel jest doskonałym materiałem na główną bohaterkę powieści. Wystarczająco nieostrożna, by wdać się w niebezpieczną znajomość i wystarczająco odważna, by uciec w świat. Inna rzecz, że jako przyszłą matkę bękarta (bo to czasy, gdy o samotnym rodzicielstwie nie mówiło się w inny sposób) nie czekałoby jej w rodzinnej wsi nic dobrego. Agnes ucieka do prawdopodobnie jedynego znanego jej dużego miasta czyli Londynu.Szczęśliwy zbieg okoliczności spowodował, że nie zostaje prostytutką i trafia do wytwórcy sztucznych ogni. Dzięki sprytowi, staranności i wytrwałości awansuje na jego asystentkę i równocześnie desperacko próbuje ukryć rosnący brzuch. A w tamtych czasach ciężarne służące, pokojówki, czy insze pracownice po prostu wyrzucono na bruk. Sytuacja beznadziejna, ale autor jest od tego, żeby zrobić tak, aby było i straszno i trudno, ale także szczęśliwie i pięknie. W tym przypadku miałam duże wątpliwości co do zakończenia opowieści. Miło dać się zaskoczyć.
To książka warta przeczytania, smakowałam ją z przyjemnością. Po pierwsze, spodobała mi się ta historia. Autorka udowodniła, że wielokrotnie powielany schemat może być oryginalny, że historię, która jest eksploatowana jak zajeżdżona kobyła, można opowiedzieć w sposób interesujący. Innym walorem opowieści są bohaterowie, nie tylko ci pierwszoplanowi. Wytwórca fajerwerków, jego gospodyni, przedstawiciele londyńskiego półświatka, czy zapracowana matka głównej bohaterki – tworzą interesującą galerię postaci starannie przemyślanych i prawdziwych tą prawdziwością, która sprawia, że czytelnik nie ma wątpliwości, że tak mogłyby się zachowywać i takim językiem mówić realnie istniejące osoby. Ciekawie skonstruowano głównego bohatera męskiego – właściciela wytworni fajerwerków. Trudny w kontaktach, nienachalny w uroku, swoisty geniusz, bolesna tajemnica sprzed lat i emocje, o które nikt by go nie podejrzewał sprawiają, że czytelnik obserwuje go z rosnącym zaciekawieniem.
Niewątpliwą zaletą tej książki są te wszystkie fragmenty, które powstały dzięki wnikliwej lekturze i analizie dokumentów o realiach życia ludzi w tamtych czasach.Dostajemy niezwykle szczegółowe opisy życia XVIII-wiecznego Londynu. Opis barwny, fascynujący, a przy tym nienużący, świetnie wpleciony w tekst powieści. Osobna historia to pracownia, w której powstają fajerwerki. Fascynująca sprawa, nawet dla laika! Antropologiczny zapis miesza się z umiejętnością ubierania w trafne słowa nawet najbardziej prozaicznych czynności. I powstaje ładny portret epoki.
To przyjemna, wciągająca wakacyjna lektura. Dobra powieść. Nie jest wybitna, ale też nie jest irytująca. Przyjemna po prostu. Polecam.