Autor Jaśków, Jean-Philippe Arrou-Vignod wychował się w rodzinie, która powiększała się co dwa lata, z regularnością chronometru, o kolejnego małego urwisa. Był „starszakiem” – drugim z sześciu braci. A jako dorosły – Jan-Ph został nauczycielem, więc zapewnie nie może narzekać na brak inspiracji dla swojej twórczości, czyli przygodowych powieści dla dzieci, których wydal już sporo. W tym cztery, w polskim wydaniu zebrane w jeden spory tom, Jaśki – o sześciu braciach, synach wojskowego lekarza z Cherbourga, których tato, całkiem teoretycznie, na szczęście, uważał, że do zapanowania nad taką gromadką niezbędne są przede wszystkim porządek i dyscyplina, więc na początek każdemu z synów dał na pierwsze Jan, a drugie imię w porządku alfabetycznym. Po Janie-A następny był Jan-B i tak dalej, aż do Jana-F. Bracia, choć w domu rywalizują, tworzą koalicje, a też i tłuką w regularnych bitwach – na zewnątrz tworzą zwarty front, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Wpadają też na dzikie pomysły,
realizowane natychmiast, hurtem albo w podgrupach, po czym na ogół załapują się na klapsa w pupę od taty, albo tradycyjne straszenie wojskową szkołą z internatem, czym nikt się zbytnio nie przejmuje, bo tato, który jest zresztą „bardzo dobrym lekarzem”, sprawia raczej wrażenie najstarszego brata szóstki swoich pociech. Cudownie za to radzi sobie z nimi Superjan – dziadek sześciu Jaśków i czterech Piotrków, rozumiejący małych łobuziaków jak nikt inny na świecie.
Tak w ogóle byłaby to całkiem fajna książka, gdyby autor nie wzorował, się, trochę na siłę, na Mikołajku. Mikołajek zawsze ma osiem lat, a jego przygody są, w gruncie rzeczy, satyrą na świat dorosłych, bo i on, i każdy z jego kolegów jest zwierciadłem ambicji, poglądów, mód i aspiracji swoich rodziców. Nikomu nie przeszkadza ich przewidywalność, i nie są przez to mniej zabawni. Jaśki teoretycznie dorastają, od pierwszej do ostatniej strony książki mija kilka lat, ale każdy z nich tkwi w wyznaczonym schemacie, zbudowanym z kilku niezmiennych cech. Trochę szkoda, bo książka ma potencjał i dynamikę, i gdyby tak pozwolić bohaterom bardziej być sobą, a nie Mikołajkami-bis… Jeden Mikołajek jest lepszy, niż sześciu.