Trwa ładowanie...
recenzja
10-05-2016 16:09

Jaki ojciec, taki syn

Jaki ojciec, taki synŹródło: Inne
dth2c5f
dth2c5f

Początek historii przedstawionej w „Ludziach gniewu” sięga roku 1903. Zaczyna się niby niewinnie, bo od stada owiec gdzieś na rozległych pastwiskach Alabamy. To przecież takie miłe i spokojne zwierzęta, które nie wadzą nikomu. Chyba że pójdą w szkodę. Co jeszcze nie musi być niczym strasznym, gorzej jednak, gdy opiekun stada powie do właściciela terenu o jedno zdanie za dużo. Wówczas poleje się krew, a spirala przemocy może nie mieć końca. Taki jest właśnie punkt wyjścia w najnowszej opowieści napisanej przez Jasona Aarona.

Na polskim rynku książki panuje pewna tendencja wydawnicza, polegająca na tym, że jeśli jakiś edytor weźmie sobie na celownik określonego twórcę, to możemy być pewni, że będzie on bardzo często eksploatowany. Sprawa dotyczy głównie pisarzy (dla przykładu wspomnę jedynie o 14 pozycjach Alice Munro czy ponad 20 Sándora Márai), ale także twórców komiksowych, choćby trwający właśnie festiwal twórczości Jeana Girauda (a.k.a. Mœbius) czy Alejandro Jodorowsky’ego. W ubiegłym roku „odkryty” został Jason Aaron. Ten urodzony w 1973 roku amerykański scenarzysta może się poszczycić 7 komiksami wydanymi u nas, a kolejne są w drodze. Niewiele dobrego mogę napisać o jego mainstreamowych produkcjach dla Marvela. To inne produkcje, w których miał większą swobodę twórczą, przypadły mi do gustu.

Jego komiksy posiadają kilka charakterystycznych cech: akcja rozgrywa się na zapyziałym Południu Stanów Zjednoczonych, bohaterami są „twardzi” i bezkompromisowi mężczyźni, którzy nie wahają się używać przemocy. Dialogi są dobrze napisane, a konstrukcja opowieści jest spójna i wciągająca. Jednakże nie o samą przemoc, brutalność czy lejącą się strumieniami krew chodzi w tych opowieściach, a raczej o splot wydarzeń, które doprowadzają do ostatecznych skutków. Scenarzysta stara się przedstawić motywację, nie ocenia swoich bohaterów, to pozostawia czytelnikowi. I nie inaczej jest w wypadku „Ludzi gniewu”, gdzie również spotykamy wszystkie wymienione powyżej elementy.

Narratorem jest prawnuk wspomnianego w pierwszym akapicie właściciela ziemi, którego krwawy czyn rzucił klątwę na wszystkich kolejnych męskich członków rodziny Rathów. Piętno Kaina - gniew i pogarda dla ludzkiego życia - przekazywane jest z pokolenia na pokolenie. Ira Rath uczynił z rodzinnego przekleństwa swój zawód - jest płatnym mordercą, który o nic nie pyta i zawsze wykonuje zlecenie. Twardy, bezduszny, mściwy. Wyprany ze wszelkich ludzkich uczuć, zdolny zabić bez mrugnięcia okiem i kobiety, i dzieci. Ale czy postąpi zgodnie ze swymi zasadami także wówczas, gdy dostanie kontrakt na swego syna? Czy panów, który nie widzieli się od lat, łączy jakaś więź? Czy fakt, że kobieta syna jest w ciąży, jest okolicznością łagodzącą?

dth2c5f

Za oprawę graficzną odpowiada Ron Garney, rysownik, który współpracował z Aaronem przy kilku komiksach superhero. Jak możemy przeczytać we wstępie, „Ludzie gniewu” to jego pierwszy komiks niesuperbohaterski, do którego ma pełnię praw jako twórca. W pierwszym rozdzielne plansze nie mają nic szczególnego do zaoferowania, jakby artysta dopiero próbował swoich sił. Potem jest znacznie lepiej, widać, że poddaje się opowieści Aarona. Kadry zapełniają się surowymi i realistycznymi przedstawieniami bohaterów. Kadrowanie staje się dynamiczne i mniej sztampowe. Warstwa wizualna dobrze uzupełnia nieprzyjemny scenariusz.

We wstępie pisarz ujawnia, że u podłoża skryptu leży zdarzenie z owcami, które przydarzyło się jego dziadkowi. Biorąc pod uwagę ów fakt, możemy potraktować komiks jako swoistą próbę rozliczenia się z przeszłością rodziny Aaronów. Udaną? Nieudaną? Każdy musi ocenić sam. Mnie książka nie zwaliła z nóg, pewnie ze względu na przewidywalność wydarzeń i emocjonalnych szarad. Bez dwóch zdań coś pierwotnego i zwierzęcego jest w opowieści. Rzecz jest dobra, ale nie tak dobra jak „Skalp”.

dth2c5f
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dth2c5f