Mimo iż to nie pierwsze moje spotkanie z prozą Lizy Marklund, muszę stwierdzić, iż dopiero po lekturze tej powieści doceniłam jej kunszt.Akcja książki dzieje się klika lat przed wydarzeniami opisywanymi w * Zamachowcu*, ale tak naprawdę poza osobą głównej bohaterki, Anniki Bengtzon nie są połączone na tyle, by nie móc ich traktować oddzielnie.
Annika jest praktykantką w jednym ze sztohholmskich tabloidów i marzy o tym, by dostać tam stałą pracę. Nadarza się okazja, by wykazać się dziennikarskim kunsztem, gdy dostaje anonimową informację o morderstwie. Jej zmysł obserwacyjny, spryt i upartość doprowadzą ją do miejsc, w których niebezpieczeństwo będzie zagrażać także jej samej. Tym bardziej, że sprawa zatacza coraz szersze kręgi, a wiele wskazuje na to, że w sprawę może być zaangażowany polityk z pierwszych stron gazet. Annice bardzo zależy na tym, by artykuły wychodzące spod jej pióra były rzetelne, stara się je podawać poddane obróbce z moralnego punktu widzenia, pisać prawdę, nie epatować przemocą i tanią sensacją. Jak się jednak przekonuje, zarówno czytelnicy, jak i jej przełożeni oczekują czegoś przeciwnego – wzbudzania emocji ze wszelką cenę, nawet rozminięcia się z prawdą. Z tego powodu artykuły młodej adeptki sztuki dziennikarskiej nie przynoszą jej spodziewanej chwały, tylko krytykę. Jak i w innych swoich powieściach autorka nie
koncentruje się wyłącznie na kwestiach śledztwa, opisuje szeroko tło społeczne i polityczne, ale bez żadnej szkody dla kryminalnej intrygi. Narracja jest prowadzona poprawnie, napięcie stopniowane umiejętnie, niczego nie można zarzucić konstrukcji powieści, którą czyta się naprawdę dobrze. Na uwagę zasługuje zwłaszcza zakończenie, będące zaskakującym, ale doskonale przemyślanym finałem.