Grecka waza i chiński termos
Wicha posiada rzadki dar bycia zabawnym i przejmującym jednocześnie. Dowodzi tego już pierwsza "anegdota" (cała książką składa się z takich mikroopowieści naświetlających pod różnymi kątami opisywane problemy). Oto autor staje w obliczu śmierci ojca, który również uprawiał zawód architekta. Utrata najbliższej osoby to jednak nie jedyna tragedia, z jaką jest zmuszony się zmierzyć. Konieczność wyboru urny, w której znajdą się prochy jego taty, ukazuje, że oferta polskich zakładów pogrzebowych jest, delikatnie mówiąc, ograniczona: "Wszystkie modele wyglądały jak skrzyżowanie greckiej wazy i chińskiego termosu (...) Przerzucałem strony, szefowa zakładu zaczynała się niecierpliwić. Pod jej spojrzeniem wybrałem w końcu jakiś wzór (...) Ojciec nigdy nie zgodziłby się na takie naczynie". Narrator ostatecznie zmienia jednak swoją decyzję: prochy zostają złożone w eleganckim, czarnym, granitowym sześcianie, zamówionym u znajomego rzeźbiarza.