Trwa ładowanie...
recenzja
31-10-2012 23:58

Jak z wykształciucha zrobić obywatela-patriotę

Jak z wykształciucha zrobić obywatela-patriotęŹródło: Inne
d2w5d7i
d2w5d7i

Jedną z największych politologicznych zagadek III RP była dla mnie realna śmierć myśli endeckiej.Narodowa Demokracja była ważną, momentami dominującą masową organizacją w polskim społeczeństwie. Zepchnięta do trwałej opozycji przez Piłsudskiego, potem zniszczona przez okupantów w czasie wojny i okresu komunizmu, właściwie nie odrodziła się po 1989 r. Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe i Liga Polskich Rodzin, które wprost odwoływały się do tradycji Stronnictwa Narodowego, zdobywały poparcie niewiele wyższe od progu wyborczego, obecnie zaś ruch narodowy to margines polityczny, którym obie główne partie nie są specjalnie zainteresowane. Myśli nowoczesnego endeka, tytuł nowej książki Rafała A. Ziemkiewicza w tym kontekście wydał mi się zrazu obliczonym na zirytowanie, mówiąc autorem „pióropałkarzy z Czerskiej” - dla nurtu lewicowo-liberalnego bowiem endek pełni wciąż rolę czarnego luda.

Zapowiadana jako domknięcie Polactwa i Michnikowszczyzny książka jest do pewnego momentu rekapitulacją socjologicznej wizji państwa polskiego, którą Ziemkiewicz lansuje już od dłuższego czasu również w swojej bieżącej felietonistyce. III RP to państwo postkolonialne, gdzie do władzy dorwała się grupa „czarnych sierżantów”, która uciska miejscowych autochtonów, pełniąc rolę pasa transmisyjnego oświeconych idei, produkowanych w metropolii, w naszym wypadku mieszczącej się w Brukseli. Od wielu lat Ziemkiewicz nie ukrywa swojej pogardy dla „nowej klasy”, bez ustanku ostrzeliwując ją swoją publicystyką, oskarżając o coraz gorsze rzeczy, odmawiając prawa do realnego reprezentowania narodu. Spore partie książki to bezlitosna krytyka systemu, którą stworzono w III RP wraz z warunkami jego replikacji, zdaniem autora będącym karykaturą demokracji. Warto może
odnotować, że Myśli nowoczesnego endeka w warstwie publicystycznej, mniej ciekawej, są chyba najbardziej agresywną z książek RAZ-a: kilka postaci życia politycznego dosłownie miesza z błotem. Znać irytację i coraz większe emocje, gdy przekaz bywa przeinaczany, a sam autor ma uczucie niemal instytucjonalnego tępienia.

Gdyby ktoś skrzywił się na tę uwagę, spieszę donieść, że nie jest to tylko rozprawa z nielubianymi personami, ani z rzeczywistością polityczno-społeczną, w której przyszło nam żyć, a która RAZ-owi i wielu innym się nie podoba. Właściwą treścią jest program pozytywny, który wyprowadza autor z myśli Romana Dmowskiego , oczywiście do zastosowania wiek później, w zupełnie innych okolicznościach. To nie jest tak, że ogłaszając światu, iż został endekiem, Ziemkiewicz wziął wszystko, z całym, nie zawsze chwalebnym, bagażem historii. To raczej zestaw najważniejszych cech ruchu narodowego: demokracja, pragmatyzm, patriotyzm, odpowiedzialność i obywatelskość. Endek według Ziemkiewicza to coś w rodzaju konserwatysty obyczajowego i liberała gospodarczego, tylko w większym stopniu społecznika. Nie ma większych złudzeń – dzisiejszy świat to taka sama gra interesów jak przed I wojną światową, nikt nie szanuje słabych, nikt się z nimi nie liczy. Możemy
jedynie odwrócić się do wewnątrz, poszukać sił witalnych w nas samych.
Władza i biurokracja jest traktowana jak okupant, jako ten czynnik, który paraliżuje (do porównania rządu Tuska z reżimem kajzera i cara naprawdę nieduży krok). Tylko że naród ma to wszystko głęboko w nosie, woli myśleć, że moja chata z kraja, na wybory chodzi mniej niż połowa Polaków, a o myśleniu w kategoriach społecznych nawet nie ma co mówić. I tu, mówi Ziemkiewicz, znów można się uczyć od ojców endecji, którzy mieli jeszcze gorszą sytuację: do wyedukowania patriotycznego niepiśmiennych chłopów, zwykle wiernych carowi, wszak zabrał ziemię dworowi i podarował im, o wyobraźni sięgającej co najwyżej do najbliższej karczmy. A jednak w ciągu jednego pokolenia udało się - na początku przeciwstawić agresywnej polityce wynarodowienia, potem zbudować naród, który dość sprawnie powołał do życia państwo po 1918 r. Oczywiście nie jest to zasługa wyłącznie endecji, PSL i PPS również pracowali według tej samej metody, najważniejsze, że z dobrym
skutkiem. Tylko budząc „polactwo”, mówi Ziemkiewicz, można będzie mieć do czynienia z prawdziwymi, świadomymi obywatelami, którzy muszą zrozumieć, że obecny, na poły feudalny system, działa ze szkodą dla nich osobiście.

Myśl to niewątpliwe chwalebna, że jedynym sposobem, aby do tego stanu doprowadzić, jest służba społeczna, owe cztery godziny nieodpłatnej pracy na rzecz dobra wspólnego. Ziemkiewicz wie, ale unika tej wiedzy, że bardzo ważny jest zaczyn, a nim może być wyłącznie uświadomiona inteligencja, ileś Siłaczek i Doktorów Judymów, tworzących sieci współzależności. Sęk w tym, że tego nie ma. Nie można wykonać tego pierwszego kroku, bo obecnie dyplom wyższej uczelni na pewno nie jest gwarancją dobrej pracy zawodowej, ale nawet, jak jeszcze zupełnie niedawno, nie daje szansy na pierwszy krok do członkostwa w systemie. Ewangeliczna przypowieść o talentach, o odpowiedzialności względem społeczeństwa, jest w zindywidualizowanym świecie pustosłowiem. Każdy, kto próbował zorganizować choćby zabawę andrzejkową wie, jak trudną i niewdzięczną sprawą jest praca społeczna, jak trudno zachęcić biernych konsumentów do zejścia z fotela, do samodzielnego myślenia. Być może Ziemkiewicz zakłada, że ci, którzy wydają pieniądze na jego
książkę, doczytują ją do końca, są owym intelektualnym zaczynem.
Zabawne jest to, że bardzo podobną myśl wyczytałem niedawno u Tony’ego Judta , nieżyjącego już guru anglosaskiej lewicy, który, nie przestając wierzyć w omnipotencję państwa, proponował samoorganizację społeczną na najniższym szczeblu.

d2w5d7i

Zatem - czy jest aż tak źle. Nie. Wydaje mi się, że czas, który upłynął od wydania Polactwa do teraz nie został zupełnie zmarnowany. W miejscowości, w której mieszkam, jakieś 5 tys. mieszkańców, blisko wielkiej aglomeracji, działa prężnie ponad 20 zarejestrowanych organizacji pozarządowych, zresztą przez czynniki państwowe (samorząd) wspieranych – od kółka szachowego przez grupę kobiet parających się teatrem i sztuką po wolontariat na rzecz niepełnosprawnych. Tu, na dole, powstaje powoli tkanka społeczna i obywatelska, bardzo wiele osób poświęca swój czas i zdolności, tylko że nie ma to kompletnie nic do polityki. Polacy przez 20 lat nauczyli się przedsiębiorczości, teraz uczą się sprawnej organizacji, na razie wokół pojedynczych zadań czy grup. Ale to potrwa znacznie dłużej, niż jedno pokolenie, więc póki co będziemy zdani na taki system, jak funkcjonuje w tej chwili. Wójt, proboszcz, kilku miejscowych społeczników jest więcej
wartych niż teatr, który dzieje się codziennie na ekranach stacji informacyjnych. I w tym Ziemkiewicz ma rację: polityka szczebla centralnego zupełnie oderwała się życia zwykłych ludzi. System partyjny jest fasadą, która skutecznie ukrywa realną grę sił, na którą bezbronni obywatele nie mają żadnego wpływu, ale przez skórę czują, że są nieustannie sztucznie ekscytowani, a najczęściej po prostu oszukiwani. Łagodną rezygnację, ignorowanie państwa i legislacji zamieniają coraz częściej na ucieczkę w swój wąski krąg, na który mają realny i zauważalny wpływ. Proces ten jest szalenie niebezpieczny, świadczy o dezintegracji struktur na wyższym poziomie społecznym. Pytanie, które powinien zadać w swojej kolejnej książce Ziemkiewicz brzmi - czy potrzebujemy nowych Piastów, aby zjednoczyć tysiące różnych plemion, mieszkających pomiędzy Odrą a Bugiem?

d2w5d7i
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2w5d7i