Jak uzdrowić Amerykę w weekend? - Mirosław Szyłak-Szydłowski
Jak uzdrowić Amerykę w weekend?
Sięgając po najnowszą książkę Lee Iacocci Gdzie się podziali ci wszyscy przywódcy?, pomyślałem sobie, że już nawet amerykańscy krezusi postanowili uderzyć pięścią w stół i znaleźć prawdziwego męża stanu wśród kandydatów do prezydenckiego fotela. Mishra mawiał, że Budda traktował politykę jako uczestnictwo w zbiorowym dochodzeniu, krok po kroku, na drodze dyskusji i refleksji, do decyzji mających znaczenie dla ogółu. Patrząc na wyczyny naszych parlamentarzystów zdaje się, że ta definicja nie dotarła jeszcze do śmieszno-strasznego budynku na Wiejskiej, w którym raczej skłaniają się do wariantu opisanego w ostatnim tekście Jana Strzeleckiego, twierdzącego, że polityka to również zespół zabiegów partii politycznych, walczących o władzę.
Czysto arystotelesowskie podejście jest zatem już wyraźnie passe, zaś mężów stanu zastąpili w przeważającej większości karierowicze, dla których zasiadanie w ławach poselskich to wyborny środek do szczytnego celu, jakim jest spłata kredytu.