Nie sądziłam, że przyjdzie mi przepraszać Cassandrę Clare za ostre potraktowanie jej twórczości, ale po zapoznaniu się z powieścią Lauren Kate chyba nie będę miała innego wyjścia. Upadli to zaiste nowa jakość teen fantasy. Wątpliwa, dodajmy. Z drugiej strony – co ja tam wiem? Skoro miliony nastolatków kochają powieści „zmierzchowe", a Kate zajęła trzecie miejsce na liście bestsellerów New York Timesa, może tego właśnie pragnie dzisiejsza młodzież? W każdym razie to się sprzedaje. To, czyli historia o fatalnej miłości dwojga młodych ludzi, skazanych na cierpienie poprzez pokrewieństwo dusz. Dobrze oddaje skalę problemu, jaki mam z tą książką, fakt, że niemal nie sposób napisać o niej czegokolwiek bez zdradzania istotnych elementów fabuły. Gdyż ta ostatnia jest wybitnie nieskomplikowana, za to rozdęta ponad wszelką miarę.
Do zalet Upadłych należy niewątpliwie wybór miejsca akcji, którym jest amerykański poprawczak w stanie Georgia. W związku z faktem, że jej sympatia zginęła w mówiąc delikatnie podejrzanych okolicznościach, trafia do owej ponurej instytucji Lucinda Price (lat 17), wzorowa uczennica z historią poważnych problemów psychicznych. Luce widuje tajemnicze cienie, ale po serii doświadczeń z psychiatrami przestała się do tego przyznawać, słusznie uznając, że tak jest bezpieczniej. W swojej nowej szkole, Sword & Cross, dawna uczennica elitarnego ogólniaka nie bardzo potrafi się odnaleźć. Wszechobecne kamery, zwane diodami, surowe rygory i ponure budynki z czasów wojny secesyjnej upodabniają świątynię resocjalizacji nieletnich do zakładu karnego o zaostrzonym rygorze. Obrazu całości dopełniają kraty w oknach i cmentarz w miejscu ogródka. Sceneria jest zatem nietypowa, i taka też początkowo wydaje się bohaterka.
Szybko się to jednak zmienia, Luce, mimo traumatycznych doświadczeń i problemów z adaptacją do nowych warunków, z zaskakującą łatwością ogniskuje uwagę na flirtach z chłopakami, po czym ekspresem zakochuje się do szaleństwa, choć, żeby nie było za łatwo, długo nie jest pewna, w którym konkretnie z dwóch obiektów swego zainteresowania. Co chwilę też wpada to na jednego, to na drugiego z chłopców, którzy otwarcie rywalizują o jej względy. Jest to niesamowicie sztuczne, podobnie jak ograniczenie kręgu pojawiających się na kartach powieści postaci wyłącznie do tych kilkorga, które mają jakieś znaczenie dla fabuły. Tę ostatnią autorka prowadzi bez finezji, początkowo tonąc w dłużyznach (co w pewnym sensie zrozumiałe, nie ma za wiele do zaoferowania, a coś sprzedać musi), by w końcówce odpalić hurtowo „fajerwerki". Cudzysłów jest jak najbardziej na miejscu, gdyż zaskoczą one jedynie tych czytelników, których przerosło przeczytanie ze zrozumieniem prologu.
Element fantastyczny jest równie nieskomplikowany jak język powieści, a jej jedyne potencjalne walory – scenografia i nietypowa dla tego typu literatury pozycja wyjściowa bohaterki – pozostają niewykorzystane. Mnóstwo tu natomiast zachwytów nad męską muskulaturą, włosami, oczami i „magnetycznych" momentów przepływu energii, gdy dłonie bohaterów choćby przypadkowo się zetkną. Romans fatalistyczny, który, o ile to w ogóle możliwe, odniesienia biblijne czynią jeszcze bardziej fatalnym. Clare to przy Kate solidna rzemieślniczka, a Rowling to po prostu mistrzyni pióra. Zostaliście ostrzeżeni, upadacie na własną odpowiedzialność.