Gdzieś w Polsce zmarła kolejna nauczycielka. W Łapach, Rykach czy Łubnikach. 39-letnia anglistka, a wcześniej matematyczka i pani od fizyki. Zestawiam to ze słowami ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego, że "budynki nie zarażają". I tak sobie myślę, że arogancja to podstawowy przymiotnik opisujący tę władzę. Samozadowolenie. Traktowanie ludzi z góry – pisze Paweł Lęcki, nauczyciel języka polskiego w jednym z sopockich liceów.
Wakacje spędziłem w szkole. Najpierw była komisja rekrutacyjna, przyjmująca ośmioklasistów do liceum, a zaraz po niej z dyrekcją i paniami sprzątaczkami zastanawialiśmy, jak przygotować szkołę na powrót uczniów we wrześniu. Z rządowej puli dostaliśmy dozowniki z płynem do dezynfekcji i instrukcję, że trzeba wietrzyć sale. To tyle.
Ktoś wpada na pomysł, żeby rozłożyć specjalne maty, dywaniki nasączone płynem odkażającym. Bo to, że młodzież przyjdzie do szkoły jest już przesądzone. Na nic apele do ministra Dariusz Piontkowskiego, żeby wprowadzić nauczanie hybrydowe - część zajęć zdalnych, część w szkole.
To półśrodek, ale pozwoliłby uniknąć setek dzieci w szkole w jednym czasie. Minister wie jednak lepiej. Słyszymy, że "przecież budynki nie zarażają, więc szkoły mogą pracować spokojnie".
Wspiera go Anna Zalewska, była minister edukacji, teraz europosłanka PiS. Entuzjastycznie zapewnia, że jej następca właściwie przyszedł na gotowe. - Jeśli chodzi o moje sukcesy w MEN, to mogłabym wymieniać bez końca – mówi.
Wrzesień, startujemy. Ja i jedna z pań sprzątających stajemy przy wejściu do szkoły i mierzymy młodzieży temperaturę. Śmieszne? Może, ale przynajmniej część rodziców nie decyduje się na wysłanie do szkoły dziecka z lekką gorączką i kaszlem. Zawsze coś. To trzyma ludzi w ryzach.
Nie na wiele się to jednak przydaje. Już we wrześniu ląduję na pierwszej kwarantannie. Od początku roku szkolnego siedzieliśmy na tykającej bombie. Teraz nawet minister zdrowia przyznaje, że szkoły były "rozsadnikiem" wirusa.
Nie jestem męczennikiem. Wiem, że pielęgniarki i lekarze mają gorzej. Inni też mają swoje problemy: sklepikarze, właściciele zamykanych biznesów, restauratorzy. Ciężko jest uczniom i ich rodzicom, którzy może właśnie stracili pracę. Być może najciężej w naszym zawodzie jest przedszkolankom, które dalej muszą pracować na miejscu. To nie jest jakaś tam pani Basia od maluszków, to jest taka sama jak ja nauczycielka wychowania przedszkolnego. O nich nikt jednak nie myśli.
Uczę młodzież przez Internet. Sieć się zawiesza, kamerka przestaje działać, lekcja się rwie. W krótkiej przerwie słyszę w TV, jak premier zapewnia, jak świetnie sobie radzimy i że najważniejsza jest gospodarka.
Nigdy nie myślałem, że zatęsknię za Dariuszem Piontkowskim. Ale Przemysław Czarnek to jednak "klasa" wyżej. Szkoła obchodzi ministra może mniej, ale za to walka ideologiczna - owszem. Obwieszcza na przykład, że kobiety zostały powołane do rodzenia dzieci przez Boga. "Zwierzęta to wiedzą, dziki to wiedzą, a my nie wiemy" – mówi. Widać, że pan minister to ekspert od wszystkiego. Jest teologiem, ginekologiem, historykiem i seksuologiem.
Minister Czarnek zapowiada, że na listach lektur powinno być więcej Jana Pawła II. Pewnie wierzy, że nagle stanie się cud i dzieci wczytają się w słowa papieża, a jego wiersze zaświecą nowym blaskiem i oświecą nas. To tak nie działa. W podstawie programowej jest już słynna homilia papieża z 1979 roku o konieczności zmiany oblicza ziemi, tej ziemi.
Ale włączać do programu poemat Karola Wojtyły "Tryptyk rzymski"? To grafomańskie dzieło. Papież niewątpliwie był ważną postacią dla historii Polski i świata, ale poetą był żadnym. O wiele lepszy od niego jest np. ks. Twardowski. Lepiej byłoby włączyć do kanonu lektur nowe książki Olgi Tokarczuk czy Szczepana Twardocha. Te książki młodzi ludzie naprawdę czytają.
Był pomysł, żeby 11 listopada uczniowie odśpiewali hymn. Przed pandemią śpiewaliśmy go zawsze na boisku i i był to podniosły moment. Ale śpiewać hymn przez kamerki? To się zamienia w parodię. Piontkowski był jednak subtelny w tym swoim patriotyzmie. Sugerował, żeby robić w szkołach więcej konkursów o żołnierzach wyklętych, ale nie było to obowiązkowe. Zaczynam się zastanawiać, czy minister Czarnek nie wierzy przypadkiem szczerze w swoją wizję. Zmieni podstawy programowe, odbije uniwersytety i stworzy nowego człowieka. Powodzenia.
Rząd da nauczycielom 500 zł na zakup sprzętu. Cóż za timing. Teraz?! Pandemia wybuchła u nas w marcu. Wtedy była pierwsza fala, wtedy nauczyciele musieli się sami "dosprzętowić". Kupić kamerki, mikrofony, laptopy. Te najważniejsze wydatki już zrobili i to za swoją kasę. Tych pieniędzy nikt nam nie zwróci. Całe szczęście, że istniały takie platformy, jak Zoom, Teams czy Google Classroom. Pomogli nam programiści z Doliny Krzemowej. A polskie narzędzia? Ministerialne? Rząd powiedział, że takimi sprawami powinni zająć się dyrektorzy szkół i samorządy.
Do dziś nie wiemy, ilu uczniów zniknęło z naszego radaru w czasie zdalnego nauczania. Nie ma takich badań. Akurat uczę w dość zamożnym Sopocie. Ale co z dziećmi z mniejszych miejscowości, z rodzin z problemami? Wyniki matur świadczą same za siebie. W Pomorskiem w niektórych powiatach, na przykład sztumskim, zdawalność matury była na poziomie 63-64 procent. Szokująco nisko! To małe dramaty tych uczniów. Co tam się stało? Ktoś wie?
Rozmawia ze mną nastolatka z innej szkoły. Mówi, że czasem musi się wyłączyć z lekcji, bo rodzice siedzą w domu, pracują zdalnie i się kłócą. Krzyczą, wyzywają się. Oczywiście, że ona nie chce, żeby ktoś to słyszał. Takie dziecko może chciałoby porozmawiać o tym online z psycholożką, ale jak ma to zrobić, gdy za ścianą siedzi wrzeszczący ojciec? Gdzie miejsce na intymność?
Takich dzieci z rodzin z problemami, przemocowych, może być więcej, ale minister Czarnek jakoś się nimi nie zajmuje. Jego bardziej interesuje ściganie nauczycieli za to, że rzekomo posyłają uczniów na protesty. Straszy konsekwencjami, dyscyplinarkami. Ja nikogo na protesty sam nie wysyłam, młodzież idzie tam z własnej woli. Minister wyobraża sobie pewnie, że ja będę uczył tylko "Trenów" Kochanowskiego czy wierszy Wojciecha Wencla o zamachu smoleńskim i udawał, że nic się w Polsce nie dzieje, że za oknami nie ma protestów i ludzie nie są wściekli.
Młodzi ludzie chcą rozmawiać, mają pytania, mają swoje przemyślenia, wątpliwości. A ja mam im mówić: porozmawiajmy o Słowackim? Od razu wyczują, że to sztuczne. To ważne, żeby przerobić wieszczów, ale poza podstawą programową jest jeszcze świat za oknem – pandemia, polityka, Strajk Kobiet, walki Kościoła z LGBT.
Młodzi wiedzą, że nie da się żyć tylko Netfliksem i PlayStation, że nie da się żyć obok, bo polityka weszła prosto w ich życie. Ja nie będę wyrzucał z lekcji nikogo, za to, że ma ustawioną czerwoną błyskawicę na zdjęciu profilowym. Tak samo nie wyrzuciłbym nikogo, kto ustawiłyby sobie krzyż. Młodzi ludzie mają prawo do wyrażania swoich poglądów. Muszą mieć przestrzeń, żeby się spierać i dyskutować.
Mogą mówić rzeczy niepopularne, nawet głupie, mylić się, ale nie możemy zamykać im ust. Oni są w takim wieku, że próbują zrozumieć siebie i świat wokół siebie. I nadać mu jakiś sens. A my ich traktujemy jak idiotów, którzy mają siedzieć cicho i czuć respekt do władzy. Dlatego oni się czasem czują jak g..
Rząd wymyślił właśnie, że zaraz po świętach Bożego Narodzenia zaczynają się ferie zimowe. Czyli w efekcie dzieci i młodzież będą mieć miesiąc przerwy. Przypomnę, że młodzież do 16 roku życia nie może wychodzić z domu od godz. 8 do 16 bez dorosłego. I teraz jeszcze miesiąc bez szkoły. Uczniowie mi mówią, że ta szkoła, choćby zdalna, daje im zajęcie, zajmuje im czas, daje im – może fałszywe – poczucie wspólnoty, spotkania z kolegami i koleżankami z klasy.
Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak mówi, że około 600 tysięcy dzieci potrzebuje opieki psychiatrycznej. Tak, zgadza się! 600 tysięcy! Dobrze, że w końcu to odkrył. Wcześniej zajmował się tropieniem tabletek na zmianę płci podawanych rzekomo dzieciom przez edukatorów seksualnych. Teraz odkrył, że młodzi ludzie miewają myśli samobójcze.
W Polsce dramatycznie brakuje psychologów dziecięcych. Specjalista woli otworzyć swój gabinet i leczyć zamożnego pracownika korporacji niż zatrudniać się w szkole za grosze.
A jednak minister Czarnek o nas myśli! Mówi, że walczy o przywrócenie etosu naszego zawodu. Chce, żeby uczniowie znów się nas bali, bo sam dobrze pamięta strach, gdy ojciec wracał z wywiadówki. Niech pan minister lepiej zacznie przywracanie rangi zawodu od podwyżek dla nas. Kiedy strajkowaliśmy o nie, wielu rodziców uznało nas za terrorystów.
A wracając do zdrowia psychicznego dzieci: podwójnie źle mają młodzi ludzie ze społeczności LGBT. Oni nie dość, że mają te same problemy, co reszta, to jeszcze słyszą, że są zarazą, że są zboczeni. Państwo wisi nad nimi ze swoimi obsesjami.
Zdalne nauczanie zamieniło mój dom w szkołę i biuro, dlatego, gdy mogę, pracuję ze szkoły. Wszyscy siedzą razem od rana do nocy. Dom to przystań, do której wracaliśmy po szkole. Teraz to miejsce pracy. Obserwuję moich uczniów od rana na Teamsach.
Widzę, że o ósmej rano są jeszcze w bambetlach, zaspani, że nie mają przestrzeni na wyjście ze snu. Wiem, że spadła im motywacja, bo nie ma ich kto obsztorcować. Mój dzień pracy jeszcze się wydłużył, bo muszę znaleźć atrakcyjną formę i nowe narzędzia na podanie lekcji. Testów robię mało. Jedynek nie stawiam.
Jest nowe obwieszczenie z ministerstwa: wymagania egzaminacyjne na maturę i egzamin ośmioklasisty będą w tym roku obniżone. Ale co to znaczy obniżone? Mamy grudzień, a egzaminy w maju. Młodzi ludzie już się denerwują, jak będą wyglądały nowe arkusze egzaminacyjne. Nie mogą czekać w nieskończoność na konkrety. Będzie matura ustna? Nie będzie?
Ktoś w ministerstwie edukacji odkrył, że dzieci i młodzież, po długim okresie zdalnego nauczania, mogą się uzależnić od smarfonów i laptopów. Naprawdę? I jaka jest rada?! Jaki pomysł na dobre rozwiązanie, jeśli wszystkie lekcje i cała komunikacja z rówieśnikami odbywa się od kilku miesięcy właśnie w ten sposób. Przecież nie zabierzemy im tych telefonów, nie odciągniemy teraz od ekranów.
Nawet jak zadam uczniom zrobienie makiety dworku z "Pana Tadeusza", to tutorial jak zrobić taką makietę obejrzą i tak na YouTube. Czy ministerstwo edukacji przygotowuje się już na okres po pandemii, czy wie, jak będzie z tymi uzależnieniami walczyło? Czy może zajmuje się chronieniem dzieci przez zgubną ideologią genderyzmu i neomarksizmu?
Szczerze? Nie wiem, po co nam ministerstwo edukacji. Nic nie uzasadnia jego istnienia. Roman Giertych wprowadzał mundurki i walczył z Gombrowiczem. Joanna Kluzik Rostkowska sprawdzała, czy nauczyciele pracują w wigilię. Przemysław Czarnek otoczył się ekspertami z Radia Maryja i TV Trwam. Więc niech mi ktoś powie, jaki jest z tego ministerstwa zysk, jaka wartość dodana? Kiedy przyszła pandemia, moment próby, wtedy szkoły, nauczyciele, uczniowie i rodzice zostali sami.