Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:22

Jak ma zachwycać, skoro (mnie) nie zachwyca?

Jak ma zachwycać, skoro (mnie) nie zachwyca?Źródło: Inne
d2gaozw
d2gaozw

Wenecka karnawałowa maska z ptasim dziobem – ósmy zeszyt z serii Ulysses Moore autorstwa włoskiego pisarza literatury młodzieżowej Pierdomenico Baccalario prezentuje się nadzwyczaj obiecująco. Szata graficzna nie pozostawia nic do życzenia – dopracowane w najdrobniejszych szczegółach ozdobniki mają pomóc wczuć się w niezwykłą atmosferę kreowanych przez Baccalario światów. Takie przynajmniej było założenie – i nie czepiam się w tym miejscu warstwy edytorskiej. Chodzi raczej o to, że znany polskiemu czytelnikowi między innymi z bardzo dobrej serii Century autor tym razem wcale nie rzuca na kolana.

Czy wynika to z faktu, że Ulysses… powstał wcześniej niż Century (a co za tym idzie – jest tekstem mniej dojrzałym), czy też tego, że jest to już ósma odsłona przygód dzieci poszukujących rozwiązania zagadki Ulyssesa – trudno jednoznacznie orzec. Dość, że Mistrz Piorunów jest po prostu nudny. Nie ma w tej książce niczego, czego nie można by się spodziewać, albo wymyślić na poczekaniu po przeczytaniu dwóch pierwszych rozdziałów. Niewątpliwie najciekawszymi postaciami są bohaterowie negatywni, ale wciąż nie można oprzeć się wrażeniu, że są bardziej żałośni, niż faktycznie groźni. Malariusz Wojnicz jawi się raczej zgorzkniały, stetryczały starzec, który w dodatku cierpi na jakiś przedziwny kompleks Gustawa Flauberta i pisze jedynie jedną stronę swojej powieści rocznie. Bracia Nożycowie to z kolei nowocześni gadżeciarze rozbijający się po świecie najnowszym astonem martinem – szarmanccy i kompletnie nieszkodliwi (czytaj: gapowaci). Zaś Jason, Julia, Rick, Anita i Tomasso to jedni z bardziej denerwujących
zbiorowych bohaterów literackich.
Ich głównym zajęciem jest poszukiwanie kluczy (i masy innych tajemniczych przedmiotów), dzięki którym otworzą magiczne portale, wyruszanie na coraz bardziej szalone wyprawy – jednym słowem: rozwiązywanie zagadki starego Ulyssesa. Naturalnie, żadna z takich wycieczek nie może się oczywiście obejść bez wyjątkowo sprawnego oszukiwania rodziców, którzy jak zwykle przyjmują rolę mniej rozgarniętych członków rodziny, dając sobie wmówić dosłownie każdą bzdurę. Brzmi znajomo? Niestety tak. Grupka dzieci już była, podobnie jak tajemnicze tajemnice, klucze, mapy i RATOWANIE ŚWIATA przed niechybną zagładą. Wcale nie chodzi o to, że wszystko to już było, ale o to, że Baccalario pisze wszystkie swoje książki w ten sam sposób. Można odnieść wrażenie, że twórczość tego autora to wciąż jeden schemat – zmieniają się tylko imiona bohaterów i miejsca ich pobytu. Być może część winy za ową miałkość tekstu ponosi fakt, że cała seria została rozczłonkowana na dziewięć części, choć równie dobrze
można by całą treść zmieścić w pięciu tomach. Tym, co wyróżnia na plus powieści włoskiego pisarza są ciekawe próby przemycania treści znanych dorosłemu czytelnikowi na przykład z mitologii greckiej. Minusem – fakt, że jest to przemycanie dość nachalne i oczywiste, co może chwilami razić zbędnym dydaktyzmem. Najsmutniejsze zaś jest to, że każdy, kto czytał Century wie, że Baccalario potrafi, jeśli tylko się postara. W Mistrzu piorunów wszelkie starania spełzły na niczym – miało bawić, śmieszyć, wzruszać, intrygować… Jednym słowem: zachwycać. Nie zachwyca.

d2gaozw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2gaozw