„Nadejszła wiekopomna chwila”, jakby powiedział Pawlak z „Samych swoich”, i oto na księgarskich półkach objawił się siódmy tom sagi rozpoczętej „Imperium Czerni i Złota”. Cykl Adriana Tchaikovsky’ego opisuje świat zamieszkały przez różne rasy owadopodobnych ludzi, spośród których część para się magią, część zaś doskonali w nauce i technice. Osią fabuły uczynił autor z jednej strony przygotowania i przeprowadzenie przez Imperium Os zbrojnej inwazji na pokojowo nastawione Niziny, z drugiej strony zaś – działania grupy agentów pod wodzą Stenwolda Makera z nizinnego Kolegium, mające na celu danie odporu agresywnym działaniom osowców.
Po wyczerpaniu tych głównych wątków, napędzających akcję pierwszych tomów cyklu, Tchaikovsky zaczął eksplorować wątki poboczne, których w międzyczasie wytworzył całą masę. Każdy z bohaterów, pierwotnie wchodzących w skład drużyny Makera, poszedł własną drogą, najczęściej trafiając do odległego zakątka opisywanego świata. Niektórzy, niestety, pożegnali się z życiem, ale na scenie pojawili się również nowi aktorzy. Aby uniknąć pisarskiej rutyny i uchronić czytelników przed nudą, w kolejnych tomach autor posyłał swoich bohaterów do nieznanych wcześniej krain i wprowadzał całkiem nowe rasy. Jak się okazuje, jego twórcza wyobraźnia i potencjał wykreowanego przez niego świata zdają się nie uznawać ograniczeń.
W Spadkobiercach ostrza poznajemy bliżej Wspólnotę – tkwiącą w feudalizmie krainę zamieszkałą przez ważców. W dużym stopniu przypomina ona Japonię epoki samurajów i podobnie jak ona skazana jest na zagładę w świecie coraz bardziej zdominowanym przez technikę. Archaiczne stosunki społeczne i staroświeckie metody prowadzenia walki czynią ze Wspólnoty skansen, który raczej prędzej niż później będzie musiał ulec zdyscyplinowanej armii Imperium Os. Na razie jednak do izolującego się od sąsiadów kraju dociera akcja powieści. Dwie bohaterki znane z wcześniejszych tomów (Tynisa i Che) grają w niej pierwsze skrzypce, trzecia zaś (imperatorowa Seda) – drugie. Mężczyźni również odgrywają pewne role, ale tym razem stanowią raczej tło dla walecznych pań. Będący w poprzednich tomach główną postacią Stenwold Maker w tym nie występuje inaczej niż tylko duchem.
Tynisa pogrąża się w rozpaczy z powodu śmierci swojego ojca Tisamona, serdecznego przyjaciela Salme Diena oraz Achaeosa, który zginął z jej ręki. Kieruje się do Wspólnoty, aby odnaleźć bliskich Salmy i przekazać im wieści o jego życiu oraz odejściu z tego świata. Cierpiąca i nawiedzana przez duchy zmarłych, z trudem panuje nad swoimi emocjami, co owocuje daleko idącymi konsekwencjami. Dotarłszy na dwór rodziny Salmy, poznaje tam jego brata i z trudem opiera się jego urokowi. Przynajmniej do czasu.
Śladem swojej przybranej siostry podążą Che, której towarzyszy Thalryk, były agent tajnej służby osowców, potem regent Imperium, a w końcu zbiegły renegat. Przeczuwając, że Tynisa napyta sobie biedy, Che stara się wygrać wyścig z czasem i dotrzeć do siostry zanim będzie za późno. Sama doznaje zagadkowych wizji, w których przenosi się do starożytnego miasta Khanaphes, znanego z poprzedniego tomu cyklu. Szczególny niepokój budzi w niej to, że swoje wizje dzieli nie z kim innym, tylko z samą imperatorową Sedą. Ta zaś udaje się właśnie do Khanaphes, by nakłonić władających nim Mistrzów do podzielenia się z nią potężną magią. I trzeba przyznać, że używa wielce przekonujących argumentów.
W Spadkobiercach ostrza Tchaikovsky postanowił szczególnie dowartościować kobiety, chociaż do tej pory w cyklu odgrywały one rolę równorzędną z mężczyznami. Ale może jakiś urząd w Brukseli obliczył, że ich procentowy udział w fabule nie był taki, jak trzeba, wskazał na obowiązujące parytety, a autor postanowił za jednym zamachem nadrobić wytknięte braki... Ale żarty na bok. Bohaterki wykreowane przez Tchaikovsky’ego w pełni zasługują na swoje pięć minut, to znaczy 660 stron. To postacie pełnowymiarowe, barwne, żywe i kipiące emocjami. Czytelnik nie może przejść obok nich obojętnie, a początkowe zainteresowanie z czasem przeradza się w głęboką fascynację. Autor przekonująco przedstawia ich bogate życie wewnętrzne, charaktery, uczucia i motywacje, które kierują ich postępowaniem.
Zmienne tempo akcji pozwala na chwile wytchnienia po kolejnych kulminacjach. A tych nie brakuje – oprócz rozgrywek osobistych generują je także intrygi sprawujących rządy i wojna domowa, która tli się we Wspólnocie. Innymi słowy – okazji do wyciągnięcia oręża jest aż nadto. Poza starciami zbrojnymi akcję nakręcają zabiegi dyplomatyczne, żądza władzy jednych i pragnienie niezależności innych. Podobnie jak w poprzednich tomach, Tchaikovsky sprawnie prowadzi poszczególne wątki, wplatając je w szczegółowo odmalowaną panoramę skomplikowanych stosunków kulturowych, politycznych, społecznych, gospodarczych. Miłośnicy epickiej fantasy nie poczują się zawiedzeni lekturą powieści, a wszystkim pozostałym da ona okazję posmakowania charakterystycznego stylu i poznania nieokiełznanej wyobraźni brytyjskiego pisarza o polskich korzeniach.