Kapelusz pełen nieba, drugi tom cyklu o Tiffany Obolałej i walecznych Feegle’ach, był zarazem jedyną książką Pratchetta (z wydanych po polsku i wchodzących w skład serii o Świecie Dysku), której dotychczas „po naszemu” nie przeczytałam. Pierwszą wersję przekładu, tę z Akwilą Dokuczliwą, wolałam omijać szerokim łukiem po traumatycznych doznaniach, jakie zagwarantowało mi porównanie oryginału tomu pierwszego, The Wee Free Men, z pierwszym polskim tłumaczeniem tegoż. Na szczęście wydawca poszedł za ciosem i po zdublowaniu tłumaczenia * Wolnych Ciut Ludzi* Piotr W. Cholewa przedstawił czytelnikom własną wersję dalszych losów młodej czarownicy z Kredy.
W wielu miejscach można przeczytać, że przygody magicznie uzdolnionej serowarki przeznaczone są dla młodszych czytelników. Nie zgadzam się z tą opinią, chyba, że pod uwagę weźmiemy jedynie wiek głównej bohaterki, co mija się z celem. Tematyka, którą autor porusza w tym cyklu, wydaje się wręcz nieproporcjonalnie ciężka, głęboko filozoficzna, stąd potrzebny jest dla niej jakiś równoważnik, humorystyczny nawias. Tę funkcję pełnią oczywiście samozwańczy strażnicy Tiffany, najbrzydsze elfy świata, rozmiłowane w bitkach i alkoholu. Nauka pisania i problemy małżeńskie ich Wielkiego Gościa (czyli przywódcy klanu) – Roba Rozbója – bawią dosłownie do łez.
I są to przerywniki, jak pisałam wyżej, niezbędne, by zrównoważyć właściwą tematykę opowieści, dla zilustrowania której Pratchett powołał do życia niepokonanego potwora zwanego ulnikiem.Stwór ten, który stanie na drodze doskonalącej się w czarownictwie pod okiem nowej, niezwykłej mentorki – panny Plask - Tiffany, przejmuje ludzkie umysły i stopniowo je unicestwia, co ostatecznie pociąga za sobą śmierć ciał żywicieli. By pokonać zagrożenie, dziewczynka musi dotrzeć do zakamarków własnej duszy, z których istnienia nie do końca zdawała sobie sprawę. Ulnik uświadamia jej również, że nie jest tak miła i dobra, jak sama lubi myśleć, posiada także „ciemną” stronę i mroczne pragnienia, nagle wydobyte na światło dzienne. Nikt nigdy nie pokonał ulnika, nawet najpotężniejsi magowie polegli w starciu z nim. Czy jedenastolatka ma wobec tego jakiekolwiek szanse? A może jej nieszczęśni poprzednicy po prostu źle zdefiniowali przeciwnika?
Kapelusz pełen nieba, jak wszystkie późniejsze opowieści Pratchetta, łączy humor z przyswajalną dawką trudnej życiowej prawdy. Pytania o istotę czarownictwa i człowieczeństwa jedynie wydają się proste. Ile czarownic, tyle odpowiedzi. Te, które najbardziej trafiają Tiffany do przekonania, podsuwa znana wiernym czytelnikom Świata Dysku Esmeralda Weatherwax, ale nawet z nią dziewczynka nie zamierza zgadzać się bezkrytycznie, co tylko potwierdza, że ma zadatki na naprawdę niezłą czarownicę. Oczywiście, musi się jeszcze wiele nauczyć, tak o sobie, jak i o świecie, ale w końcu ma dopiero jedenaście lat. Czy ulnik nie odbierze jej czasu, który jej pozostał?
Można, oczywiście, zauważyć, że autor po raz kolejny powraca do poruszanej wcześniej problematyki. Że prawdy, na których się skupia, są wręcz truizmami. Nie da się temu zaprzeczyć, ale czy nad wyświechtanymi frazesami, powtarzanymi automatycznie, ktokolwiek naprawdę się zastanawia? Zaś przetykana rubasznym humorem fabuła Kapelusza pełnego nieba umożliwia chwilę głębszej refleksji, której oddajemy się w trakcie wciągającej lektury właściwie mimowolnie, co tylko świadczy o mistrzostwie, jakie Pratchett osiągnął w swoim fachu.