Zawsze tak było, że błaznom i trefnisiom pozwalało się na więcej, mogli sobie dworować i żartować nawet z najkrwawszych tyranów, a nie działa im się krzywda, podczas gdy najlżejsza krytyka osób poważnych mogła się dla nich zakończyć tragicznie. Wystarczyła bowiem drobna zmiana, owa umowność, kto może, a kto nie powinien szydzić i to wyznaczało kres możliwości w kpieniu sobie z władzy. W Polsce błazenada, acz ma długą i chwalebną tradycję, nie cieszyła się i nie cieszy nadal szczególną estymą wśród elit. Naród, którego niemal każde pokolenie musiało o coś walczyć i za coś umierać, nie potrafił wyklarować postaci drugiego Stańczyka, choć niewątpliwie takie pióra jak Słonimski czy Kisielewski właśnie żartobliwą przenikliwością zdobyły sobie grono wiernych sympatyków, a poniekąd ich ironia stała się częścią naszej narodowej tożsamości.
Stanisław Bareja nie był koryfeuszem filmu, co więcej, jego dzieła przez czas jakiś stanowiły dla krytyki wyznacznik kiczu. Tymczasem po wielu latach okazało się, że Miś jest zawsze wymieniany tam, gdzie mówi się o absurdach komunizmu i reakcji nań sztuki. Okazało się, że groteska, której nie powstydziliby się Gombrowicz i Mrożek, przeniesiona na celuloidową taśmę, stała się czymś tak szczególnym dla Polaków, że w mowie potocznej znajdziemy zapożyczone całe frazy z filmowych dialogów. Tego mógłby Barei pozazdrościć niejeden pisarz czy poeta.
I ten aspekt, czyli recepcja komedii reżysera, najbardziej zafrapowały Macieja Łuczaka. Nie mamy tu do czynienia z prostą biografią, to raczej kompilacja życiorysu, opowieści i dykteryjek związanych z tworzeniem i środowiskiem filmowców oraz z historią PRL-u w jego dekadenckim okresie. Jest to o tyle ważne, że młodsze pokolenie, które Misia i inne filmy Barei odczytuje jako nieprawdopodobne groteski nie zna kontekstu historycznego. Nie wiedzą oni, że nienormalne sytuacje z tych komedii były czymś oczywistym dla współczesnych, Bareja je tylko zbierał, lekko przerysowywał i wyeksponował. Bo i jak ma uwierzyć dwudziestolatek w to, iż aby zdobyć tak cenny rekwizyt jak parówki trzeba było mieć pozwolenie Ministerstwa Handlu Wewnętrznego? Pocieszające i przerażające, zdaniem autora książki, jest to, iż śmierć Barei i niedługo później odejście komunizmu nie stanowiło kresu bareizacji życia codziennego. I naprawdę żal, że nie ma już takiego twórcy, który operując samoświadomym kiczem opisałby irracjonalność
naszego kapitalizmu budowanego przez homo sovieticus.