Trwa ładowanie...
recenzja
20-09-2013 16:17

Ironia, ona tu jest i tańczy dla mnie

Ironia, ona tu jest i tańczy dla mnieŹródło: Inne
ddzyqkt
ddzyqkt

„Dziesiątki lat, Jezu Chryste Przenajświętszy!... A jeśli Polska to właśnie ta ojszczana klapa?” – pytał zaszpuntowany we frustracji Adaś Miauczyński. Komiwojażer Piotr z Trocin Krzysztofa Vargi nie pyta – ani o klapę, ani o metaforę, ani o Polskę. Zresztą, Trociny zaczynają się nawet nie tyle od utyskiwań na odwieczny przedmiot narzekań Polaków, czyli Polskie Koleje Państwowe, ale od feralnego dnia, w którym bohater cierpi na ostrą biegunkę i umiera Amy Winehouse, niechcący zasilając szeregi 27 Club, czyli pośmiertne zrzeszenie tych, którzy nie dociągnęli do trzydziestki i na wieki pozostali piękni, młodzi, rozśpiewani i zaćpani. Piotr nie ma w sobie nic ze zmarłych klubowiczów: ani polotu, ani szaleństwa, ani talentu, ani tym bardziej mistycznej boskiej iskry, o czym zresztą dobrze wie. Ma za to pięćdziesiątkę na karku i to – poza pewnymi dolegliwościami żołądkowymi – chyba jedyne, co naprawdę posiada, bo z pewnością nie ma już żony (ani tym bardziej dziewczyny) i dzieci, nie wspominając o
nieistniejących w normalnym świecie bzdurach jak zdrowy tryb życia, ciepło domowego ogniska czy miłość rodzicielska. Powiedzieć o Piotrze, że nie patrzy na świat przez różowe okulary i nie budzi się ze śpiewem na ustach to stanowczo za mało. W dodatku ma naprawdę kiepską, odmóżdżającą pracę, jego rodzice wiecznie sabotują każdą jego decyzję, żona wymieniła go na lepszy model i tak dalej. Postawmy sprawę jasno: Piotr jest zerem. Ale jest też rasowym warszawiakiem – w końcu pochodzi z prowincji – i prawdziwym Polakiem, bo oblewa żółcią wszystkich dookoła. To szlachetny hejter, który obnaży i zadrwi ze wszystkich, także z siebie samego. Piotr nie ma złudzeń, tak jak nie ma ich każdy z nas, gdy patrzy na bure pola zza brudnych okien stojącego nie wiadomo po co pociągu, właśnie wtedy, gdy spieszy się na jakieś idiotyczne spotkanie związane z ogłupiającą nas pracą, z tym szefem-debilem i koleżankami, które mają w głowie siano, bo z pewnością nie mózg. Piotr w ogóle nie bardzo lubi ludzi – nie lubi, jak te
wymalowane cizie sprężynują po chodnikach, z torebkami przewieszonymi na łokciu i papierowymi kubkami z kawą i z minami, jakby były najważniejsze na świecie. Nie lubi sposobu, w jaki zwracają się do niego koledzy w pracy, te korporacyjne zakute łby – i samych tych kolegów-wymoczków też nie lubi. Nie cierpi szkoleń i wyjazdów integracyjnych, a nade wszystko nienawidzi kebabów, sushi-barów i Polskich Kolei Państwowych.

Piotr to my. Piotr to taki Polak mały – wyjątkowo mały przez swoją wielką nienawiść wobec wszystkiego, taki hejter właśnie, czyli „zazdrosny koleś, który nie potrafi cieszyć sie sukcesem kogoś innego, dlatego próbuje wytknąć w nim wszystkie możliwe wady”. Piotr nie próbuje nikomu niczego wytykać, Piotr po prostu wytyka – i to bardzo celnie, bardzo ostro i dobitnie. W tym bezlitosnym brudnym lustrze satyry na polską rzeczywistość przejrzy się każdy z nas, przynajmniej raz, w co najmniej jednej roli.

Trociny to absolutny majstersztyk – wspaniała karykatura, brawurowo nakreślona, jadowita satyra.

Doskonale wyważona proza, można powiedzieć: skrojona na miarę. Świetnie skomponowana i poprowadzona historia, choć nie w akcji tkwi siła tej książki. Barwny język i wyostrzony zmysł obserwacji sprawiają, że Varga odmalowuje sugestywne obrazy, niezależnie od tego, czy opisuje prowincję i jej mieszkańców, młodych gniewnych wszystkich większych miasteczek Polski, będących w gruncie rzeczy jeszcze większą prowincją, toksycznie zawikłane relacje międzyludzkie, polskie kibicowanie, polskie wszystkoznawstwo, polskie męczennictwo, polskie kołtuństwo, polskie narzekanie na pogodę i fascynującą umiejętność poprawiania składu polskiej reprezentacji piłki nożnej podczas zawodów sportowych, polskie „nie znam się, to się wypowiem – to wszystko tak dobrze nam znane, że aż przerażająco logiczne i oczywiste. Podczas lektury Trocin można na przemian śmiać się i płakać, a na pewno: wyśmiewać się, śmiać ze łzami w oczach i przechodzić od pełnego euforii bicia otwartą dłonią w karty książki ze słowami „znam to, boże dobry
znam to!” do głębokiej depresji. Znajdziemy tu wszystko: od śmierdzących poczekalni i chęci „wybicia się” po karykaturalną, powierzchowną religijność i jarmarczną, discopolową kulturę. Znajdziemy tu wszystko, bo znajdziemy tu samych siebie.

ddzyqkt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
ddzyqkt