Niedawno Publishers Weekly opublikował najnowsze badania dotyczące czytelnictwa. Wyniki nie odbiegają od tego, co widzimy na księgarskich półkach z bestsellerami, uginającymi się pod ciężarem powieści młodzieżowych.
I tu ciekawostka: okazuje się, że ponad połowa czytelników książek przeznaczonych dla nastolatków to dorośli, z czego 28% stanowią osoby, które już jakiś czas temu przekroczyły trzydziestkę. A że głównymi odbiorcami są tutaj kobiety, trudno się dziwić, iż Edward Cullen, bracia Salvatore i reszta ferajny wyparli z domowych bibliotek szablonowych bohaterów Daniel Steel i Nory Roberts. Natomiast fikcyjne przedstawicielki tej piękniejszej płci nie są już naiwnymi ciziami, które nie potrafią poradzić sobie bez silnego ramienia księcia. Więcej – obwód kobiecego bicepsu nieraz sporo przewyższa rozmiary męskiego umięśnienia.
Taka jest właśnie June, piętnastoletnia bohaterka sagi Legenda. Urodzona w elitarnej rodzinie, wytrzymała fizycznie i psychicznie, pewna siebie i waleczna. Cudowne dziecko Republiki. Kiedy jej ukochany brat, Metias, jeden z najlepszych żołnierzy, zostaje zamordowany, June, pogrążona w cierpieniu i chęci zemsty, rusza w pościg za sprawcą. W jednej z ubogich dzielnic natyka się na swojego równolatka, Daya, (szlachetnego) buntownika, wroga numer jeden autorytarnego państwa. Akcja nabiera tempa, kiedy chłopak staje się głównym podejrzanym. Mimo że rozpoczyna się zacięta walka o najwyższą stawkę, na pierwszy plan wysuwa się, jakże dobrze nam znany, motyw miłości ponad podziałami. Tym razem Kopciuszkiem zostaje mężczyzna.
Ciekawym zabiegiem jest śledzenie akcji oczami obojga nastolatków. W kolejnych rozdziałach, pisanych w pierwszej osobie, na przemian poznajemy odczucia i emocje tej dwójki. Pod tym względem jest więc inaczej niż w * Igrzyskach śmierci* (do których porównywany jest Rebeliant), gdzie pierwszoplanową bohaterką jest Katniss. Tam patrzyliśmy na świat wyłącznie jej oczami - w Rebeliancie robimy to z dwóch, dosyć różniących się od siebie, perspektyw.
Jeśli jesteście fanami wspomnianych wyżej Igrzysk , na pewno będziecie zaczytywać się również w Rebeliancie. Ta dystopijna powieść osadzona jest w realiach postapokaliptycznych Stanów Zjednoczonych, obecnie podzielonych na Republikę i wrogie jej Kolonie.
Zamiast Kapitolu mamy Kongres, zamiast dystryktów – sektory. Jest równie krwawo, równie ponuro. Dzieciaki - główny podmiot represji - jeśli nie zdadzą corocznego testu, wysyłane są do obozów pracy. Elita Republiki mocno odstaje od biedoty ze slumsów. A w tle przewija się, z roku na rok coraz groźniejsza, epidemia nieznanej choroby, zbierająca śmiertelne żniwo w biedniejszych częściach kraju.
Rebeliant wciąga od pierwszej strony. Akcja na wysokim poziomie gwarantuje świetną rozrywkę. Niestety, od razu muszę dodać, że powieść jest nierówna. Nadmuchany do granic możliwości balon nagle pęka i pociąga za sobą dotąd doskonale dopracowane wątki.
Wszystko staje się nudno przewidywalne, po tym, jak June i Day zaczynają zachowywać się, delikatnie mówiąc, naiwnie, a klimatyczna wizja autorytarnego USA niknie w odmętach harlequinowej słodyczy. Świetnie wyszkolona June i przebiegły Day, jak za dotknięciem amorowej strzały, przekreślają lata doświadczeń (tudzież intensywnej indoktrynacji) i - mimo że znają się naprawdę krótko, a całe życie pozostawali nieufni wobec wszystkich i wszystkiego - wpatrzeni w siebie maślanym wzrokiem porzucają ideały, niemalże ręka w rękę zmierzając na zatracenie. Z mozołem budowane napięcie gdzieś tam się rozmywa i na jakieś czterdzieści stron przed końcem, doskonale zdajemy sobie sprawę, co nastąpi nieuchronnie, a na co przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Jednak z całą odpowiedzialnością daję tej powieści wysoką ocenę: za pomysł, za niebanalnych bohaterów i przede wszystkim ze względu na otwarte zakończenie – wolę ją ocenić z perspektywy całej sagi. Czekam więc z utęsknieniem na nowe ciekawe wątki i większą dojrzałość pisarską w drugiej i trzeciej części cyklu.