Ta książka jest niepozorna - kilkanaście stron, zszytych ze sobą zszywkami – jak zeszyt, w którym zapisuje się złote myśli i sekrety. Kilka ulotnych obrazków, namalowanych jakby łzami, które skapnęły na kartkę.
Ta historia nie ma początku – zaczyna się co prawda sceną, gdy młody chłopiec Toskan wbiega do jakiejś komnaty, w której zastaje swego Mistrza – możemy się domyślać, że uczy się u niego magii, alchemii, życia. Ale chłopiec wpada nie tylko do tajemniczej komnaty, wpada także w nasze życie, żeby trochę namieszać. Miał za zadanie napisać opowiadanie – nie znamy tematu, na jaki miał pisać, wiemy tylko, że pierwszy raz oddaje zadanie przed czasem, siadamy wraz z Mistrzem i przysłuchujemy się Toskanowi, który czyta historię w historii.
To opowieść o Humanusie, dziecku, które nie wiedzieć skąd i jakim sposobem, pojawiło się pod wodą. Nie było rybą, bo nie posiadał skrzeli, więc zaopiekowały się nim delfiny. Nazwały chłopca Humanusem, co w ich języku znaczyło Inny. Chłopiec rósł i uczył się życia, uczył się dawania – największym z nich było jedzenie. Ale wkrótce zaczął zwracać uwagę na swój wygląd, na to, że różni się od delfinów i zawsze będzie ułomny, bo inny. Ale spełniał swoje zadanie w stadzie, dzięki innej budowie, mógł bronić delfiny – dłońmi wyplątywał je z sieci. One uczyły go jak żyć pod wodą mając takie dłonie. Jednego dnia przywódca stada podjął decyzję – chłopiec musi wrócić tam, gdzie jego miejsce – do świata ludzi i tam żyć pełnią życia. Delfiny zostawiły śpiącego Toskana na plaży, a gdy się obudził odczuwał pustkę. Do czasu, aż spotkał psa, z którym znów wymieniał umiejętności – pies mógł ogrzewać chłopca w zimne dni, a chłopiec uczył psa marzyć. Od całej przyrody brał nauki, od całej ziemi czerpał dobro. Dawał w zamian to,
co miał – to, co w jego głowie i silnych ramionach. Pies też jednak doszedł do wniosku, że chłopiec nigdy nie może być w pełni szczęśliwy z dala od innych ludzi, więc zaprowadził go do miasta, gdzie Humanus po raz pierwszy spotkał sobie podobnych. I wkrótce chłopiec nauczył się liczyć, stał się mężczyzną, pojął słowo „mieć” i zapomniał, jak się oddycha pod wodą.
To przypowieść o tym, że ziemia jest matką człowieka. Że niekoniecznie trzeba odchodzić i budować domy z cegieł. Że każde stworzenie wyrosło z tego samego ziarna, choć wygląda inaczej. Że pies może być bratem człowieka, choć stoi na czterech łapach. Że nie trzeba umieć poznawać nominału monety z zamkniętymi oczami – lepiej wiedzieć bez ich otwierania, jaki wiatr wieje i dokąd pędzi. To przypowieść o tym, że człowiek sam siebie mianował królem wszystkich stworzeń, choć to delfin i pies opiekowali się nim na samym początku i pozwolili mu przeżyć. To opowieść o ludzkiej pysze. O tym, że stawia siebie ponad psa i delfina, że każe im służyć, tresuje je i wierzy, ze ma do tego prawo. Że swoje dłonie mianuje lepszymi niż płetwy, ale odrzuca świat, w którym się nie sprawdzają. Ale to też opowieść o ludzkiej ułomnej pamięci – jak szybko człowiek zapomina prawdziwego siebie, gdy do głosu dochodzi władza, gdy do głosu dochodzi dostatnie życie, gdy w ogóle w głowie pojawia się słowo dostatek. Jak szybko marzenia
zastępuje w głowie kalkulator. Jak szybko zapomniał Humanusa, który chciał być taki jak delfin i czuł się gorszy, bo wyglądał inaczej, niż cała reszta delfiniego stada.
To zadanie małego chłopca, które zadał mu czarodziej. Mistrz, po jego odczytaniu, wierzy, że Toskan stanie się największym czarodziejem wszechczasów. Bo umie widzieć, a nie tylko patrzeć. Ale ja mam w sobie obawę, że dziecko, które teraz czuje, później może już tylko myśleć. Że Toskan może być kiedyś Humanusem. Że łatwiej dziecku wziąć w dłonie garście piasku i spróbować – dorosły ma w sobie barierę – zły smak, zarazki, robaki... A dziecko jest otwarte na świat i potrafi żałować, że nie wygląda jak delfin...
O tej książce trudno pisać, bo ona wywołuje raczej emocje, niż myśli. Bije gdzieś swoim sercem i idzie ze mną na zakupy, do koleżanki, sprząta ze mną mieszkanie i czyta inne książki, w krwiobiegu, ale nie w głowie. Już ze mną zostanie, bo wpłynęła tą niebieską farbką do moich żył. Nawet nie chcę, żeby odchodziła – chcę pamiętać...