Trwa ładowanie...
recenzja
24-05-2012 12:22

I żyli długo i szczęśliwie (i razem zabijali potwory)

I żyli długo i szczęśliwie (i razem zabijali potwory)Źródło: Inne
d13ficq
d13ficq

Wszystko już było – to oczywiste i nie ma co się obrażać. Wszystko już kiedyś czytaliśmy, a cały literacki kunszt często polega na tym, by nie pokazać nachalnie czytelnikowi, że zna całą historię od podszewki (no, chyba że o to nachalne stukanie palcem chodzi, ale to już inna kwestia). Ta płynna granica między „znam” a „nie znam” oraz „znam, ale mam gdzieś to, że już czytam to samo setny raz” to właśnie przepis na ideał, do którego dąży wielu, najczęściej bezskutecznie.

Bardzo często zdarza się jednak, że owe dążenia przynoszą naprawdę ciekawe efekty: dobrym przykładem na to jest książka Ilony Andrews Na krawędzi. Notki od wydawców głoszą, że powieść jest „ostra” i „mroczna”, pełno wykrzykników, z których najbardziej podoba mi się: „Jest zbyt niebezpieczna, by żyć i zbyt silna, by umrzeć”. Duża przesada. O ile na okładce wieje patosem, o tyle w książce całe szczęście tak nie jest. Od pierwszych stron Andrews ujęła mnie stworzonym przez siebie światem, który jako żywo przypomina konstrukcję świata baśni: mamy przepełnioną magią Dziwoziemię oraz kompletnie niemagiczną Niepełnię, a pomiędzy nimi rozciąga się Rubież: miejsce, do którego słabym strumykiem sączy się magia. Niepełnia i Dziwoziemia to dwa wymiary tego samego obszaru, lustrzane odbicia przedzielone wąskim pasmem „ziemi niczyjej”. A raczej doskonale wiadomo czyjej – Rubieżnicy najczęściej posiadają określone zdolności magiczne, ale do pracy jeżdżą do Niepełni. Tak przynajmniej robi Rose, główna bohaterka
Na krawędzi. Młoda, obdarzona umiejętnością miotania Rozbłysku o niezwykłej mocy, porzucona przez ojca dziewczyna pracuje jako sprzątaczka i ledwo wiąże koniec z końcem, by utrzymać siebie i dwójkę młodszych braci, z których jeden potrafi wskrzeszać martwe istoty, a drugi jest zmieńcem: człowiekiem-rysiem. Przykre zdarzenia losowe sprawiły, że na drodze Rose co jakiś czas pojawiają się młodzieńcy chcący w ten czy inny sposób zawlec ją do ołtarza (słowo „zawlec” jest tu jak najbardziej na miejscu, bo ważniejszy od niej samej jest jej magiczny potencjał genetyczny). Silna i dumna Rose umiejętnie pozbywa się czyhających na jej cnotę młodzieńców, aż nagle pojawia się arystokrata z Dziwoziemi, który niespodziewanie oświadcza, że ożeni się z nią, ba! nawet jest gotów przejść trzy wyznaczone przez dziewczynę zadania.

Robi się znajomo? Jeśli jeszcze nie, to to, co stanie się dalej, z pewnością rozwieje wszelkie wątpliwości. Nawet jeśli przez dłuższy czas głównym zmartwieniem bohaterów i głównym wątkiem są straszliwe stwory, które pochłaniają życiową energię wszystkiego, co napotkają na swojej drodze, to i tak mamy do czynienia z bajką o Kopciuszku. A także z opowieścią o złym czarowniku, który postradał zmysły i uruchomił potężną maszynę, by przejąć władzę nad całym światem. A także o braciach krwi, z których jeden przyjmuje zwierzęcą postać i którzy – mimo waśni – stają ramię w ramię, by walczyć z potworami.

Tak naprawdę to nieważne, ile starych baśni wplotła Andrews do swojej historii, ani ile z tego znamy lub potrafimy rozpoznać.To po prostu działa – a skoro działa, to nieważne, czy coś było, czy nie było. Książkę czyta się szybko, lektura jest bardzo przyjemna. Mogą trochę razić te ciągłe zachwyty nad tym, jaki to książę jest piękny, powabny i seksowny, ale z drugiej strony nie jest to ani specjalnie nachalne, ani nie ma seksu na co drugiej stronie nie wiadomo po co. Tym, co naprawdę mnie zachwyciło było uwspółcześnienie baśniowego opisu obu krain i pasma Rubieży pomiędzy nimi, a także wątki związane z chłopcami – braćmi głównej bohaterki. Andrews pokazała, że potrafi świetnie nakreślić całą gamę ciepłych uczuć nie popadając w patos: relacje, jakie ukazała pomiędzy rodzeństwem i babcią, seniorką rodu, należą moim zdaniem do najlepszych scen w całej książce. Można się oburzać, że zakończenie takie oczywiste, takie zanurzone w cukrze i jeszcze polane lukrem, ale… w końcu to baśń, a kto nie lubi, gdy baśnie
dobrze się kończą?

d13ficq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d13ficq