Jeżeli komuś zdawało się, choć przez chwilę, że najbardziej pożądany świat na świecie zamarł w bezruchu to myli się okrutnie. Świat Dysku nadal pędzi, w porywach podwyższonego, specyficznie dobrego humoru i szaleństwa. I mimo że nikt już nie produkuje golemów, poza niezbyt tanimi, dosyć nienamacalnymi modelami w Pradze – Dzielnica Żydowska, to jednak w tym świecie jest przynajmniej jeden. I trup. Ale tych jest trochę więcej. Tak dla równego rachunku. Bo w końcu cóż lepszego można wymyślić na dobry początek dnia niż trupa i ze dwie próby morderstwa? Świat niestety, nawet i tutaj, nadal podzielony jest na golących i golonych. I nawet pomimo sprzeciwu, dobitnego, sir (niegdyś zwykłego) Vimesa, świat się w tym aspekcie nie zmieni. Ale coś zmieni się na pewno. A raczej zmienia powoli, dopełniając rozrywki w wykonaniu Gildii Skrytobójców. Bo tutaj, zwyczajnie spokojnie być nie może. I pomimo że może mieć to związek z aspektami zbędnej higieny, to jednak przecież nikt nikomu zaglądał nie będzie? A już na pewno
nie Detrytusowi, czy też nowemu członkowi załogi Straży Miejskiej, kapralowi Cudo Tyłeczek, formalnie krasnoludowi i formalnie alchemikowi.
Straż Miejska, jak najbardziej znowu w akcji, i to w komplecie, nie wyłączając pewnej damy o zacięciu wilkołaczym i już okrzepłego żonkosia. Ale to też książka o wielkich zmianach, które nadchodzą wielkimi krokami. Bo otóż okazuje się, że niektórzy, od zawsze byli arystokracją, a innym do arystokracji wstęp wyraźnie wzbroniony! Oto kolejna, naprawdę powalająca, powieść Pratchetta. Prawdziwie jego, prawdziwie przepełniona humorem i drwiąca z naszej, „okrągłoziemskiej” rzeczywistości. I to nie tylko dla wielbicieli akurat Straży Miejskiej. I fascynujący się wiedźmami, znajdą tutaj coś dla siebie. Jednak nie jest to tylko opowieść dla tych, co już uwielbiają styl Pratchetta. To też wspaniały początek dla tych, którzy go nie znają. Po tej dawce humoru, sięgną po resztę.
Bardzo chwalebny, i zauważalny, jest powrót tłumacza, Piotra W. Cholewy, który opuścił nas, widać tylko tymczasowo, przy Zadziwiającym Maurycym i jego tresowanych szczurach. Tak naprawdę, to dzięki jego przekładowi, czar Pratchetta bawi i nas. Można mieć tylko jeden zarzut do tej książki. Za tę cenę oczekiwałoby się chociaż równego koloru stron i druku, który we właśnie poprawiającej się pogodzie nie będzie się rozmazywał. Ale treść, jak najbardziej zasługuje na cenę. I tylko jedna myśl jest trochę denerwująca, że na kolejną książkę trzeba będzie trochę poczekać, ale może pocieszy nas, „pratchettomaniaków” wieść, że sam Mistrz zagości znów w nasze skromne progi. I znowu wszyscy poczujemy się dziećmi? I krasnoludami? I golemami, magami, wiedźmami... czy kim tam kto chce zostać jak dorośnie?