Trwa ładowanie...
recenzja
11-01-2014 14:20

Hrabia i córka alchemika

Hrabia i córka alchemikaŹródło: Inne
d43zb31
d43zb31

Nie jest łatwo być ubogą półsierotą płci żeńskiej pod koniec XVI wieku. W ówczesnej Anglii, gdy na dodatek posiada się hiszpański tytuł szlachecki, odziedziczony po zmarłej matce-katoliczce, jest to trudniejsze niż gdzie indziej. Powiedzieć, że Elżbieta I Tudor nie lubi katolików, to posłużyć się sporym niedomówieniem. Ellie, główna bohaterka pierwszego tomu Kronik rodu Lacey, ma na dodatek zaledwie 16 lat, a zmuszona jest matkować ojcu, sir Arthurowi Huttonowi. Który, opętany alchemiczną manią, wcale córce tego zadania nie ułatwia. Gdy dzięki kolejnemu protektorowi jedynego rodzica dziewczyna trafia na królewski dwór, ma nadzieję na znalezienie jakiejś sensownej partii i wyzwolenie się z roli opiekunki szalonego naukowca. Los jednak stawia na jej drodze Willa, młodego hrabiego Lacey, który - niebezpodstawnie zresztą - obarcza sir Arthura odpowiedzialnością za finansową ruinę swojego rodu.

Powieść Eve Edwards to jednak nie tylko dosyć schematyczna, choć zgrabnie i lekko, z odpowiednią dozą humoru podana historia młodzieńczego uczucia, które bierze początek w nieporozumieniu, a rozkwita wbrew logice, uwarunkowaniom ekonomicznym, politycznym, stanowym czy religijnym. To także próba przybliżenia realiów życia młodych ludzi z różnych stanów, na angielskim dworze i na prowincji, w latach osiemdziesiątych szesnastego wieku. Inne opcje stoją tu otworem przed posażną panną z dobrego rodu, inne przed ubogą, choć wykształconą szlachcianką, a jeszcze inne przed wykorzystywaną przez pana służącą. Kierowanie się uczuciem przy kojarzeniu małżeństwa jest rzadkością. A w wyższych sferach - wręcz niedostępnym luksusem. Cała władza należy do mężczyzn. Edwards zręcznie wplata w fabułę również wątek religijnego podziału kraju za panowania Elżbiety I Tudor - katolicy muszą ukrywać się ze swoimi praktykami, sam fakt wyznawania dawnej wiary może mieć daleko posunięte konsekwencje.

Romans Ellie i Willa nie meandruje więc w próżni, ale na pobieżnie, choć wieloaspektowo zarysowanym obyczajowym tle. Lekki styl autorki (tu być może część zasługi przypada tłumaczce - Małgorzacie Fabianowskiej)
i umiejętność równoważenia wyżej wymienionych elementów opowieści, przy jednoczesnym zamiłowaniu do realistycznych szczegółów i dużym prawdopodobieństwie psychologicznym, cechującym zachowania bohaterów, którzy są sympatyczni i przekonujący - wszystko to sprawia, że Alchemię miłości czyta się szybko i z przyjemnością. Nie brakuje tu fragmentów minorowych, rozmaitych przeciwności, które, zgodnie z regułami gatunku, piętrzą się na drodze przyszłych kochanków do szczęścia, ale granica sztuczności nigdy nie zostaje przekroczona. Stale natomiast jest w fabule obecna dynamika, autorka zręcznie podtrzymuje zainteresowanie odbiorcy.

Reasumując: Alchemia miłościnie jest żadną rewelacją, ale to przyjemna historyczna powieść obyczajowa, którą bez obawy mogę polecić miłośnikom tego rodzaju literatury, poszukującym lekkiej rozrywki. W tej roli pierwsza część Kronik rodu Lacey sprawdza się znakomicie, z pewnością o wiele lepiej niż - wydana nie tak dawno, również przez Literacki Egmont - powieść młodzieżowa Phillipy Gregory.

d43zb31
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d43zb31