Alex Kershaw, brytyjski dziennikarz i scenarzysta, jest autorem sześciu książek, z których aż cztery doczekały się wydania w Polsce. Prócz biografii Capy i Londona, napisał prace traktujące o drugiej wojnie światowej, skupiając się na działaniach niewielkich formacji - jednostek, będących trybikami w militarnej maszynerii. Tak niewielu traktuje o Amerykanach, walczących podczas Bitwy o Anglię, zaś The Bedford Boys o dwudziestu dwóch chłopakach z tytułowego miasteczka w Virginii, którzy wzięli udział w inwazji na Normandię – żaden z nich nie przeżył. The longest Winter to historia dziewiętnastu żołnierzy z plutonu zwiadu 99 Dywizji Piechoty, biorących udział w walkach w Ardenach. Ucieczka z głębin również jest opowieścią o drobnym wycinku wielkiej historii – osiemdziesięciu siedmiu marynarzach i ich okręcie podwodnym.
SS-306, czyli USS „Tang” jest jednym z najsłynniejszym okrętów podwodnych pełniących Cichą Służbę na Pacyfiku. Kiedy wypływał na swój ostatni rejs, miał na swym koncie – według Kershawa, co jest wartością zawyżoną - tonaż 82000 BRT zatopionych statków i okrętów, która to liczba miała się niebawem znacznie powiększyć. Jeśli ktoś byłby bardzo skrupulatny i złośliwy, może jeszcze tutaj doliczyć ponad 2400 ton, taką bowiem wyporność podwodną miała ta jednostka klasy Balao. Dowodzona była przez kapitana Richarda O’Kane, indywidualistę i ryzykanta, człowieka, który palił się wręcz do konfrontacji z wrogiem i, nie uznając półśrodków, wymagał od załogi największych poświęceń. Ukazany jest on w Ucieczce z głębin jako miłośnik śmiałych, błyskawicznych ataków, niczym współczesny Ahab opętany straceńczą obsesją. 24 września 1944 roku, dowodzony przezeń USS „Tang” opuścił Pearl Harbor, by udać się na swój piąty patrol bojowy - tym razem miał samotnie działać w nafaszerowanej minami Cieśninie Tajwańskiej. Już pierwsze
dni nie nastrajały zbyt optymistycznie, kiedy okręt znalazł się w samym sercu jednego z największych sztormów w historii. Niebawem jednak Fortuna spojrzała na załogę przychylniej - kolejne japońskie jednostki znikały pod wodą, trafione torpedami „Tanga”. W sumie wystrzelił ich 24. Dwadzieścia trzy działały bez zarzutu, ostatnia opuściła wyrzutnię 25 października 1944 roku kierując się w stronę konającego transportowca. Nie dotarła jednak do „Ebaru Maru”, bowiem zawróciła niczym bumerang i wbiła się w burtę amerykańskiego okrętu podwodnego.
Chaos po trafieniu „Tanga” przez własną torpedę oddany jest przez Kershawa wprost znakomicie. Dramat rozbitków oraz tragedia marynarzy uwięzionych w stalowej trumnie, jaką stał się okręt i nasłuchujących huku zbliżających się bomb głębinowych, opisane są niezwykle sugestywnie. Autor najwięcej miejsca poświęcił właśnie tej tragedii i towarzyszącym jej uczuciom paniki, narastającej klaustrofobii oraz heroicznej wręcz walki o odrobinę powietrza. Sytuację obserwujemy z punktu widzenia różnych marynarzy, co jeszcze bardziej potęguje plastyczność dantejskich scen rozgrywających się na okręcie. Późniejsze wydarzenia, kiedy ci, którzy przeżyli, trafili do Ofuny, niesławnej„Farmy Tortur”, opisane już są bardziej pospiesznie, skrótowo, niczym jedynie z dziejopisarskiego obowiązku. We fragmentach traktujących o polowaniu na japońskie jednostki oraz o podwodnej walce o życie widać pasję i żar, część „nawodna” zaś to już tylko solidna, rzemieślnicza praca.
Ta skrótowość jest również widoczna w opisywaniu załogi „Tanga”. Kershaw, pisząc o tych marynarzach, skupił się przede wszystkim na O’Kanie, jedynie lekko nakreślając sylwetki innych podwodniaków. Nie są to jednak na tyle obrazowe opisy, byśmy ujrzeli w nich postaci z krwi i kości, co udało się autorowi dokonać w przypadku kapitana. Podczas lektury drażniło mnie trochę przeładowanie onomatopejami – podejrzewam, że czytelnik bez trudu może sobie wyobrazić, jak brzmi dźwięk wydawany przez syrenę alarmową, eksplodującą bombę głębinową czy torpedę opuszczającą wyrzutnię. Doskonale zatem można było się obyć bez wszelakich „Szur, szur, szur”, „Łuuup! Łuuup! Łuuup!”, ewentualnie „Uuuug! Uuuug! Uuuug!”. W tekście pojawia się również kilka razy rusycyzm „łódź podwodna”, który w przypadku amerykańskiego okrętu nie jest najfortunniejszym określeniem, jednak jakoś to przebolałem, przyzwyczajony do notorycznego stosowania tego sformułowania. Ciężko mi było natomiast przejść do porządku dziennego nad informacją, że
bombę atomową na Nagasaki zrzucono 9 kwietnia.
Autor, zafascynowany dokonaniami „Tanga” nigdzie nie precyzuje tonażu zatopionego przez tę jednostkę, co jest o tyle ciekawe, że przed wypłynięciem na swój ostatni patrol mogła się poszczycić niewiele ponad 72000 BRT, zaś po nim liczba ta wzrosła do 93824 i z takim wynikiem „Tang” króluje wśród amerykańskich, podwodnych drapieżników. Tymczasem po wojnie, ze sprawozdania O’Kane wynikało, że podczas piątego rejsu zatopił jednostki o sumarycznym tonażu 107324 BRT, która to liczba została zweryfikowana do niecałych 22000. Tych informacji, niestety, w Ucieczce z głębin nie znajdziemy.
Prezydent Truman, wręczając O’Kanowi Medal Honoru rzekł, że historia „Tanga” to opowieść o jednej z najwspanialszych podwodnych jednostek wszech czasów. Po lekturze Ucieczki z głębin nie sposób nie przyznać mu racji, choć akurat ta książka jest przede wszystkim historią nie tyle okrętu, co służących na nim marynarzy i ich dramatycznej próby ocalenia życia, najpierw w żelaznej trumnie, później zaś – w japońskiej niewoli. Clay Blair, autor m.in. Cichego zwycięstwa napisał, że to szeregowi i podoficerowie naprawdę walczą na wojnie i ponoszą największe straty, spisując się w niej znakomicie. Wyraził nadzieję, iż kiedyś powstanie książka oddająca im cześć, na jaką zasługują. Ucieczka z głębin to właśnie taki hołd oddany marynarzom „Tanga” – pozostałe załogi, które brały udział w amerykańskiej ofensywie podwodnej przeciw japońskiej flocie, nadal czekają, aż ktoś opowie ich historię.