Naturalizm czy abstrakcjonizm? Statyka czy dynamika? Geometria czy swoboda? W książce Skandale, wandale i... Harvey Rachlin abstrahuje od dotychczasowych wypowiedzi znawców i ekspertów. Uważa, że klasyfikowanie dzieła jako naturalistycznego albo abstrakcyjnego lub też przyporządkowywanie go zasadom symetrii, perspektywy i kompozycji, jest po części bezcelowe. Według pisarza, opowieść kryjąca się za danym dziełem, wykracza poza jego wartości estetyczne. Zamiast więc skupiać się na kolorystyce, świetle bądź fakturze obrazu, Rachlin usiłuje poznać jego historię. „Opowieści o sztuce są niemal odrębnym gatunkiem, w którym obraz jest w istocie drugorzędny wobec barwnej historii".
Harvey Rachlin przyznaje, że przeszłość jest jego obsesją i że wkraczanie w nią wprawia go w zachwyt. Pisarz swobodnie porusza się w poszczególnych epokach historycznych i procesach społecznych; przedstawia kontekst, w którym dane obrazy nabierają pełnego (innego) znaczenia. Rachlin szuka sensu w dziełach, które pozornie są jedynie portretami, pejzażami lub też przykładami tzw. sztuki dla sztuki. Niekiedy pisarz zmienia ton wywodu i poziom abstrakcji swoich rozważań. Ostatecznie niektóre anegdoty przytaczane przez Rachlina są dość banalne i prozaiczne. Okazuje się na przykład, że nadanie jednemu z obrazów Rembrandta tytułu „Straż nocna" było błędne, ponieważ czyszczenie płótna ujawniło, że to, co uważano za mrok, w rzeczywistości było grubą warstwą brudu. Pewne przekłamanie znajduje się również w tytule obrazu „Waszyngton przekraczający rzekę Delaware" – w istocie rzeka namalowana przez Leutzego to niemiecki Ren. Co ciekawe, Rachlin pisze także o praktycznych funkcjach malarstwa. I tak Henryk VIII wybrał
żonę na podstawie portretów Hansa Holbeina, ciało Eleonory Toledańskiej z dynastii Medyceuszy usiłowano zidentyfikować korzystając z dzieła Agnola Bronzina, a mennica Stanów Zjednoczonych drukuje banknoty w oparciu o portret Jerzego Waszyngtona namalowany przez Gilberta Stuarta. Warto podkreślić, że Rachlin unika tanich sensacji i ostatecznie miast infantylnych wzruszeń bądź egzaltowanego oburzenia, pisarz funduje swoim czytelnikom solidną porcję informacji.
Malarstwo nie należało nigdy do moich pasji i bałam się, że jako laik nie będę w stanie przebrnąć przez treść książki. Na szczęście Rachlin uwzględnia fakt, że wiedza na temat sztuki nie jest wrodzona i udowadnia, że kultura wysoka jest też dla tych, którzy cierpią na lęk wysokości.