Do momentu przeczytania w „Zwierciadle” fragmentu tej powieści postrzegałam jej autorkę przede wszystkim jako dziennikarkę, ograniczającą swoją sensu stricto pisarską działalność do literatury dziecięco-młodzieżowej, i to kierowanej do dosyć wąskiej grupy młodych odbiorców, obdarzonych dużą wyobraźnią i posiadających pewne wyrobienie czytelnicze. Dwustronicowy urywek, na który natrafiłam gdzieś pomiędzy wywiadem z popularną aktorką a poradami kosmetycznymi, sprawił, że po kilku tygodniach, kiedy wreszcie wyszłam z biblioteki, unosząc w torbie drobną książkę w czerwono-białej okładce, tylko siłą woli powstrzymałam się od rozpoczęcia czytania na ulicy. Otworzywszy ją w domu, nie mogłam jej odłożyć do momentu, aż mój cokolwiek już zmęczony czytaniem przy nocnej lampce wzrok natrafił na pustkę...
Nieczęsto zdarza się autor, który potrafi pisać tak zajmująco – a tym bardziej na temat wcale nie „chwytliwy”. Treścią powieści jest bowiem niełatwa relacja między trojgiem ludzi, zmuszonych mimo woli do odegrania głównych ról w życiowym dramacie - mianowicie dziewczynką z zespołem Downa i jej rodzicami. Matka nie potrafi odrzucić własnego dziecka, ale cały czas dręczy ją żal i rozczarowanie, że mała jest aż tak głęboko upośledzona i że jej miłość nie jest w stanie tego zmienić; ojciec – zimny, wrogi, odpychający – usiłuje nie dostrzegać dziecka i obarczać żonę winą za niespełnienie się jego ambitnych marzeń o utalentowanym potomstwie.
Tego rodzaju emocje stosunkowo nietrudno sobie wyobrazić i opisać, zwłaszcza komuś, kto jako dziennikarz musiał niejednokrotnie stykać się z podobnymi dramatami. Ileż jednak artyzmu wymagało stworzenie wewnętrznego świata chorej Myszki – duszy głęboko wrażliwej, odbierającej bodźce w innym wymiarze, uwięzionej w opornym mózgu i ciężkim, nieposłusznym ciele! Nawet człowiek zawodowo stykający się z niepełnosprawnymi nierzadko ulega stereotypowym wyobrażeniom o możliwościach osoby głęboko upośledzonej: „nie mówi lub bełkocze, nie słucha, znaczy że nie myśli i nie rozumie”, zapominając, że pomiędzy percepcją bodźców a komunikacją z innymi ludźmi pozostaje ogromny i do dziś niecałkowicie zbadany obszar ludzkiej psychiki. Autorka przypomina nam tę prawdę w sposób niesłychanie sugestywny i nasycony emocjami; zdarzyło mi się podczas lektury niejeden raz zapłakać, do czego w życiu codziennym bywam niezbyt skłonna...
Umiejętność pisania o sprawach niełatwych i bolesnych w stylu nie nazbyt zawiłym, ukazywanie dramatów w czytelnych, nie upstrzonych zbędnymi szczegółami obrazach – to* gwarancja dotarcia do świadomości czytelnika i pozostawienia w niej trwałego śladu*. Terakowskiej udało się to bezbłędnie, przynajmniej w stosunku do mnie.