Filmowa i powieściowa współczesna Ameryka składa się z Manhattanu, Kalifornii i rozległej, białej plamy pomiędzy. To samo ze strukturą społeczną: z jednej strony rekiny z Wall Street, sfrustrowani pisarze i top modelki, z drugiej – więźniowie, narkomani, dilerzy i prostytutki, i tylko licealiści bywają z obu krańców krzywej dzwonowej. Jest jednak ktoś, kto od wielu lat tę białą plamę niepostrzeżenie zapełnia. Niepostrzeżenie, bo zza spektakularnej grozy nie od razu dostrzegamy powstającą na naszych oczach epopeję.
Stephen King straszy nas od czterech dekad, ale w tle tych strachów tworzy wielowymiarowy portret Ameryki nieopisanej. Dobór bohaterów najnowszych powieści dowodzi tego wyraźnie: pracownik lunaparku, nauczyciel na zastępstwo, pielęgniarz z hospicjum, kierowca furgonetki, serwisant komputerowy… Przybyszy z zaświatów King spycha ostatnio w coraz ciemniejsze kąty, a strachy czerpie głównie z naszych skrywanych lęków, tłumionych w podświadomości traum i wyobraźni.
„Pan Mercedes” reklamowany jest jako debiut Kinga w gatunku powieści detektywistycznej. W rzeczywistości jest to thriller, bo czytelnik od początku wie „kto zabił”, gra toczy się o powstrzymanie człowieka, który rozsmakował się w zabijaniu, od dokonania zamachu terrorystycznego, amerykańskiego króla wszystkich strachów. Emerytowany policjant w tajemnicy przed kolegami podejmuje grę z Panem Mercedesem, który niegdyś wjechał w tłum ludzi na ulicy, zabijając osiem osób. Wjechał z premedytacją, bo na twarzy miał maskę klauna. Nawiązanie do powieści (i filmu) „To” nie jest przypadkowe: podobnie jak w tym klasycznym już horrorze trójka niebanalnych głównych bohaterów będzie musiała się zjednoczyć, zaufać sobie, pokonać własne słabości i uporządkować życie, a wówczas będą mogli oni zmierzyć się ze Złem i zamknąć z nim stare rachunki. Kto lubi i ceni najnowsze dokonania literackie Kinga, nie będzie tęsknił za upiorami z innych wymiarów – te, które potrafią zrodzić się w ludzkim mózgu, okażą się wystarczająco
straszne.