Po ponad dwóch latach dostaliśmy kontynuację cyklu powieściowego Brenta Weeksa zapoczątkowanego * Czarnym Pryzmatem. W zeszłym miesiącu autor ogłosił na swojej stronie internetowej, że Powiernik światła, pierwotnie planowany jako trylogia, będzie jednak tetralogią, czyli zostanie wydłużony o jeden tom. *Oślepiający nóżjest w polskim wydaniu niemal o sto stron dłuższy, niż jego poprzednik. Czy wraz ze wzrostem ilości stron (i tomów) nastąpił także wzrost jakości opowiadanej historii?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Fabularnie na pewno jest ciekawiej. Po pierwsze, odpada konieczność przedstawienia bohaterów i świata, która w tomie pierwszym zajęła ponad dwieście stron i wyraźnie zaciążyła na ocenie całości. Dzięki temu tempo jest w najnowszej odsłonie o wiele równiejsze. Można również zająć się pogłębianiem portretów psychologicznych bohaterów, co idzie Weeksowi coraz lepiej, choć autor wciąż raczej ogranicza się na tym polu do do kluczowych postaci (mówiąc w koniecznym ze względu na niezdradzanie istotnych dla fabuły faktów skrócie - rodziny Guilów i Aliviany Danavis). Pojawiają się też nowe istotne wątki - stopniowej utraty zdolności magicznych Gavina i dalekosiężnych konsekwencji tego procesu dla równowagi w całym uniwersum, czy walki Kipa o miejsce w Czarnej Gwardii oraz wojny psychologicznej (i nie tylko takiej) toczonej przez chłopaka z uważającym go za zakałę rodu dziadkiem, Adrossem Guile. Kontynuowany jest także wątek wojny między Chromerią a Księciem Barw i jego
zwolennikami, którzy przybierają miano Krwawych Szat.
O świecie przedstawionym i mechanice magii nie dowiadujemy się zbyt wiele nowego. Czy dokładniej: owszem, mamy nowe okruchy informacji, i to interesujących, np. o kolorach spoza oficjalnej siódemki, unikalnych magicznych artefaktach, tajnych stowarzyszeniach i o tym, jak wyglądał system religijny, społeczny i polityczny w czasach przed nadejściem pierwszego Pryzmata. Weeks zdradza jednak tylko tyle, by zostało miejsce na zaskakujące zwroty akcji, którymi jak zwykle szafuje hojnie, ale coraz umiejętniej. Nawet jeśli pewne ostateczne rezultaty dają się przewidzieć, to ścieżka do nich wiodąca nie jest już tak oczywista. Wiele jest też autentycznych niespodzianek. Jedną z największych znajdujemy w zakończeniu powieści.
Stylistą Weeks był zawsze dość sprawnym, ale nigdy błyskotliwym, i to się nie zmieniło. Język jest neutralny, ma głównie nie przeszkadzać w śledzeniu akcji. Dialogi są niezbyt rozbudowane, konkretne, czasem trafi się cięta riposta, czasem, w pościgu za nią, autor trafi kulą w płot (szczególnie często w dialogach damsko-męskich).
Rozczarowaniem było dla mnie, że postać Kipa okazała się jednak niezwykła. Miałam nadzieję, że Weeks przełamie tą konsekwentną kreacją niezdarnego, ale zaciętego i wytrwałego grubaska, spragnionego akceptacji i poczucia przynależności, swój stały schemat Zwyczajnie Nadzwyczajnych. Choć Kip zachował swoje pierwotne cechy, to zyskał też nowe, które każą zakładać, że to on może być bohaterem tytułowym całego cyklu.
Nie sposób jednak kwestionować faktów, a fakty są takie, że Oślepiający nóż jest powieścią niezwykle wciągajacą, za sprawą zgrabnego połączenia licznych, różnorodnych wątków (przeplatających się w krótkich na ogół rozdziałach) ze szczyptą oryginalnych pomysłów i sporą przygarścią fabularnych fajerwerków. Chciałabym napisać, że w efekcie wprost nie zauważa się jego imponującej objętości. Niestety, liczący prawie 900 stron tom jest ciężki i niezmiernie niewygodny w czytaniu. By śledzić końcówki wersów na lewej szpalcie, trzeba się nieźle nagimnastykować. Jestem przeciwniczką dzielenia powieści, gdy jest to zabieg czysto finansowy. W tym jednak wypadku byłoby to wysoce wskazane, gdyż komfort lektury znacząco by przy takim podziale wzrósł. Skoro już jesteśmy przy sprawach „technicznych”, to literówek jest znacząco mniej niż w tomie pierwszym, ale dla odmiany przysypiał chyba redaktor, bo w tekście roi się od dosłownych „kalek” angielskich konstrukcji składniowych, które po polsku brzmią koszmarnie.
Mimo powyższych niedogodności muszę jednak przyznać bez ogródek, że, o ile na kontynuację pierwszego tomu czekałam z umiarkowanym zainteresowaniem, to trzeciej odsłony cyklu, zapowiedzianej na rok 2014, będę już wyglądać z niecierpliwością. Chcę wiedzieć, co się stanie dalej z bohaterami i ze światem. A to niechybny znak, że przeczytałam dobre rozrywkowe fantasy.* Do najlepszych Weeksowi jeszcze trochę brakuje, ale co z tego?*