Trwa ładowanie...
recenzja
19-11-2012 16:52

Gniew smoka to nic wobec gniewu czytelnika!

Gniew smoka to nic wobec gniewu czytelnika!Źródło: Inne
d2mvda8
d2mvda8

Po półtorarocznym oczekiwaniu wielbiciele twórczości duetu Weis & Hickman otrzymali polskie tłumaczenie trzeciej części cyklu „Dragonships”.

Wydarzenia opisane pod koniec Tajemnicy smoka pozostawiły bohaterów w nader niewesołej sytuacji. Dogasa pogorzelisko, w jakie przeistoczyła się kwitnąca i ludna Sinaria; Venjekar płynie po obcych wodach, mając niemal tuż za rufą Triumf Aelona dowodzony przez żądnego zemsty Raegara, tuż przed dziobem – okręty ogrów, a na pokładzie garstkę Vindrasów wiernych starym bogom i Treię, gotową sprzedać lub zabić współtowarzyszy, byle tylko połączyć się z ukochanym. Strażnik, który mógłby pomóc drużynie Skylana w porozumieniu się z jego współplemieńcami, nie żyje. Do odnalezienia pięciu kości smoków Vektii jeszcze daleko, a gdyby nawet były w zasięgu ręki – pozostaje niepewność co do ostatecznego efektu przywołania ich mocy. Tym bardziej, że Skylana i Aylaen dręczą zagadkowe wizje, a na morzu czeka kolejna pułapka, która może udaremnić ich zamiary…

Tymczasem w zrujnowanej Sinarii wyznawcy Aelona czekają na wybór nowego Kapłana Generała, do której to posady aspiruje Thanos, nieślubny syn Xydisa, i neofita Raegar, którego akcje idą w górę za przyczyną domniemanego cudu. Tylko jednemu z nich objawi się Aelon, a rezultat tego spotkania okaże się zadziwiający…

Jak już wspominałam, recenzując dwie pierwsze części cyklu, nie jestem zwolennikiem koncepcji bogów przyjmujących cielesną postać i angażujących się w zbrojne konflikty międzyludzkie (czy międzyrasowe). Gdyby jednak był to jedyny mankament Gniewu smoka, byłabym skłonna o nim zapomnieć i udać, że go nie zauważam, skupiając się na analizowaniu zalet tekstu. Ale niestety zalet tych jest jak na lekarstwo. Parę udanych koncepcji fabularnych (zwłaszcza zabiegi o posadę Kapłana Generała i zetknięcie vindraskich „machos” z matriarchalnym społeczeństwem Aquinów) i tchnięcie odrobiny ducha w dość nijaką do tej pory Aylaen to za mało, by utrzymać poziom. Skylan, który w poprzednim tomie zdawał się już powoli dojrzewać, tu znów doprowadza czytelnika (i Aylaen) do rozpaczy nawrotem zarozumialstwa i bezczelności.* Wulfe, postać zdradzająca bodaj największy potencjał, błąka się na uboczu, nadal lekceważony przez dorosłych współtowarzyszy.* Tu jeszcze możemy przyjąć, że jest to celowy zabieg autorów i ci dwaj w końcu
(to jest, w jednym z trzech kolejnych planowanych tomów, co do których jak na razie pewne jest tylko powstanie czwartego) pokażą, co potrafią. Ale już w żaden sposób nie można wytłumaczyć nieporadnej, miejscami wręcz infantylnej narracji, powodującej natrętne podejrzenia, że kogoś (autorów? tłumaczkę?) zastąpił jakiś początkujący ghostwriter, nie bardzo zorientowany, dla jakiego czytelnika ma tworzyć. Opisy królestwa Aquinów przywodzą na myśl Abecję, w której tak dzielnie poczynał sobie Pan Kleks wraz z Bajdotami – z tą różnicą, że Brzechwa celowo dostosował styl i konwencję do poziomu 8-10-latków i z całą pewnością nie pozwalał sobie na konstruowanie zdań jak z wypracowania trójkowego gimnazjalisty („Jakaś kobieta machnęła mu przed oczami czymś, co śmierdziało skórą i rybami, a potem wepchnęła mu do ust jakąś rurkę. (…) Kobieta przyczepiła mu coś pasami do pleców. Wyglądało to zupełnie jak muszla małża” [129]; „Trzymały coś, co wiło im
się i wyrywało” [136]; „Skylana opadła taka ulga, że niemal zasłabł” [137]; „Jeden z nich przyczepiony miał do ciała jakiś pakunek. Aylaen zobaczyła, że w środku ma dziecko” [236]; „Przez otwór w oknie wpadało tu powietrze i słońce. Jedynym meblem był tron królowej, zrobiony z …” [253]; „Farinn zaczerwienił się ze wstydu, jak i dlatego że mało się nie utopił” [368]; „Miała piękne rysy, choć na jej czole widniało coś, co zadziwiająco przypominało dodatkowe oko. Oprócz dwóch wielkich, błyszczących brązowych oczu znajdujących się tak jak u każdego po obu stronach nosa miała jeszcze trzecie oko pośrodku czoła – okrągłe, białe, o czerwonej źrenicy. Przy bliższej obserwacji okazywało się, że to trzecie oko zostało namalowane”[371]; we wszystkich cytatach zachowana interpunkcja oryginału).

O ile więc Tajemnicę smoka przeczytałam z zaciekawieniem i przyjemnością, o tyle dobrnięcie do końca Gniewu smoka wymagało nieco samozaparcia, a udało się głównie dlatego, że mimo wszystko byłam zainteresowana, jak potoczą się losy bohaterów. I aż truchleję na myśl, że kolejny tom może okazać się tak samo ciężki do strawienia…

d2mvda8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2mvda8