Po Pięciu porach roku Mons Kallentoft rozpoczął nowy cykl z komisarz Malin Fors – cztery kolejne książki mają nawiązywać do czterech żywiołów. Jeśli przyszłe zamierzenie pisarskie można oceniać po pierwszym tomie, to rzeczywiście, w stosunku do poprzedniego cyklu zaszły istotne zmiany. Umarli mówią z rzadka i mniej kwieciście – ta szczególna cecha kryminałów Kallentofta wydawała mi się zawsze nadmiernie wydumanym konceptem stylistycznym - ale też zabójca, choć okrutny, wreszcie nie jest nieobliczalnym i nieprzewidywalnym psychopatą, torturującym swoje ofiary na oczach udręczonego czytelnika.
Dwie siostry Sivsjö los obdarzył nierówno. Petronelli zesłał gromadkę dzieciaków i męża bez smykałki do biznesu, Cecilii willę z basenem, egzotyczne podróże i daremne oczekiwanie na dziecko. Patrick Andergren, mąż Cecilii, przez całe lata pracował dla wielkich korporacji w południowej Azji. Andergrenowie adoptowali dziewczynkę z Wietnamu. A pewnego dnia znaleziono ich zastrzelonych we własnym jacuzzi. Po pięcioletniej Elli nie został ślad – jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Zabójstwo wygląda na mafijną egzekucję, co kompletnie nie pasuje do spokojnej, niezbyt towarzyskiej pary: on - menedżer średniego szczebla w wielkim koncernie, ona – nauczycielka. Poukładane życie, dla policji żadnych punktów zaczepienia.
Za to komisarz Malin Fors układanie sobie na nowo życia nie idzie najlepiej. Peter wydawał się być marzeniem każdej rozwódki – neurochirurg z bogatej rodziny. Ale kiedy minie pierwsza fascynacja, okaże się, że on i Malin należą do różnych światów. I trudno to pogodzić, szczególnie trzeźwiejącej alkoholiczce, która zmaga się też z własnymi, wewnętrznymi demonami. Borykająca się ze swoim życiem prywatnym Malin i jej koledzy w tym nowym cyklu złapali drugi oddech i próbują łapać życiową równowagę, bo w poprzednim pięcioksięgu Kallentofta eskalacja okrucieństwa wywierała też wpływ na policjantów, uciekających w destrukcyjne picie, lekomanię, agresję wobec podejrzanych. Teraz wszyscy, przynajmniej z pozoru, trochę się uspokoili i próbują znaleźć motyw zbrodni na Andergrenach, zdając sobie sprawę, że każda godzina zmniejsza szansę na odnalezienie Elli żywej. Jednak, kiedy nie żyją adopcyjni rodzice, nikt nie wywiera zbyt wielkiego nacisku na policję i prasę. Ella jest też zapewne słabo rozpoznawalna, na przykład
na ulicy: drobna, śniada, czarnowłosa, skośnooka – zupełnie taka sama, jak wiele innych azjatyckich dzieci, sprowadzonych do Szwecji przez agencje adopcyjne. Policjanci z Linköpingu żmudnie, trochę intuicyjnie układają puzzle, z których nagle ukaże się przerażający obraz. I trzeba będzie ruszyć do akcji z bronią w ręku.
Proza Monsa Kallentofta dotąd skłaniała do ocen raczej skrajnych – można było się nim albo zachwycać, albo nie znosić. Dla mnie Wodne anioły są, jak dotąd, najlepszą książką cyklu: ze stonowanymi udziwnieniami stylu, naturalizmem policyjnej roboty i, przede wszystkim, z rozwiązaniem nie odwołującym się do eskalacji szaleństwa.