Może to kwestia podwójnych standardów, ale jeśli mam wybór: średnia powieść fantasy a słaby kryminał, zawsze wybiorę kryminał.Te dreszcze, gdy morderca wciąż jest na wolności, a ja mogę siedzieć wygodnie skulona pod kocem są naprawdę wyjątkowe. Oczywiście, można się czepiać, że mało jest naprawdę dobrze napisanych kryminałów, ale będę szczera: tak długo, jak długo dobrze się bawię przy lekturze, nic mnie nie obchodzi. I o to właśnie chodzi.
Zazdrość Gregga Olsena to książka, przy której można się właśnie tak poczuć: mieć w nosie chwilowe pisarskie wpadki autora, ponieważ książka sprawia nam przyjemność (co niekoniecznie jest równoznaczne z chwilą, gdy odkrywa się, kto zabił). Olsen przenosi czytelnika do małego miasteczka w Stanach Zjednoczonych, gdzie w pewien świąteczny wieczór miała miejsce tragedia. Piętnastoletnia Katelyn została odnaleziona przez swoją matkę martwa.W wannie, w której leżała, wciąż tkwił ekspres do kawy. Skąd się tam wziął? Podczas gdy wszystkich dorosłych przygniata rozmiar tragedii, bliźniaczki Taylor i Hayley, dawne koleżanki zmarłej w dziwnych okolicznościach dziewczyny, postanawiają dowiedzieć się czegoś więcej na temat okoliczności śmierci Kate.
Jak przystało na amerykańską opowieść o prowincji, nie zabrakło klasycznych motywów: podziału grup nastolatków na tych, którzy odnoszą sukcesy i na tych, którzy należą do ofiar losu. Gwiazda drużyny cheerleaderek, wrażliwa, chcąca się przypodobać innym dziewczyna, domorosły młody haker i dorośli – ci, którzy utrzymują w tajemnicy pewien wypadek sprzed lat. Najważniejsza jest jednak tytułowa zazdrość – to ona jest właściwą bohaterką, wszystko, cokolwiek się dzieje, dzieje się z jej powodu, a imię jej twarzy jest legion…
Nie ma wątpliwości, że Olsen nieco przesadził: z wątkami, z upewnianiem czytelnika przez kilka pierwszych rozdziałów, że dzieje się coś okropnego, że morderca naprawdę patrzy na wszystko i śmieje się pod nosem.Przyczyna, dla której dziewczyny dochodzą do sedna sprawy i rozwiązują zagadkę za pomocą swoich mistycznych uzdolnień, a następnie same stają się bohaterkami nierozwiązanej sprawy sprzed lat to moim zdaniem naprawdę dość słaby wątek. Wygląda to trochę tak, jakby temat, który Olsen porusza (a jest to ważny i aktualny temat cyberprzemocy) był niewystarczająco chwytliwy i trzeba było dodać jeszcze bliźniaczki z tajemniczą przeszłością. Trochę tego nie kupuję, bo zdecydowanie nic by książce nie ubyło, gdyby Olsen poprowadził dziewczyny do rozwiązania w inny sposób.
Nietrudno też zauważyć, że o ile na początku Olsen daje do zrozumienia, że właśnie spełnia się jakiś diaboliczny, zrodzony w chorym umyśle, plan, o tyle potem nieco się mityguje: rezygnuje z perspektywy wszystkowidzącego, ukrytego mordercy i idzie w stronę nieszczęśliwej sytuacji, która po prostu wymknęła się spod kontroli. Widać tu trochę niekonsekwencji, choć sama rezygnacja z wątku zbrodniczego mózgu całego przedsięwzięcia nie była złym posunięciem.
Jednak mimo tych kilku wad, książkę czytało się naprawdę nieźle: akcja jest typowo amerykańska – wartki film, krótkie rozdziały (idealne dla tych, którzy za każdym razem mówią „jeszcze tylko ostatni i kończę” albo po prostu do tramwaju), oparta na faktach historia, która – nawet po mocnym podkoloryzowaniu przez pisarza – wciąż mrozi krew w żyłach. Dla wszystkich, którzy chcą prostej rozrywki spod znaku „kto zabił” – idealna.