Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:03

Gdybyś dał mi wybór

Gdybyś dał mi wybórŹródło: Inne
d2jhty6
d2jhty6

Kiedy spojrzałam po raz pierwszy na okładkę Bez mojej zgody autorstwa Jodi Picoult, pomyślałam, że jest tak pięknie niebieska i miękka jak bezchmurne niebo. Tylko szkoda, że te kwiaty, które widzę na niej, nie są równie żywe. Górny, to zapewne Anna – kolorowy, witalny i z cieniem trzech płatków, które oddała siostrze. Dolny, ledwo tlący się kolorem, z białymi płatkami i tymi cennymi trzema, dzięki którym jeszcze wciąż żyje, to Kate. Dwie siostry, nastolatki, które powinny rozkwitać i pachnieć jak kwiaty, kiedy ogrzewa je młode, wiosenne słońce. Tymczasem Anna (trzynastolatka) i Kate (o trzy lata starsza od niej) próbują mieć normalne życie. Podkradają sobie kosmetyki, gadają o przystojnych facetach, przeżywają losy serialowych bohaterów; Anna nawet jest niezłym bramkarzem w chłopięcej drużynie hokejowej. Ale to tylko próba, namiastka.

Niebo nad głowami nie jest tak błękitne i beztroskie, jakie bywa dla wielu innych dziewcząt w ich wieku. Rodzina Fitzgeraldów bowiem zmaga się od lat z chorobą Kate. Chorobą śmiertelną – białaczką promielocytową. Rakiem, który stanowi tło tej powieści. Czyha za rogiem, czai się i zmusza do wyborów. Bo tak naprawdę ta książka jest jednym wielkim pytaniem o to, komu wolno wybierać, co znaczy owo wybieranie i jakie ma ono konsekwencje. Każdy z bohaterów, nie tylko Anna, która wytoczyła proces rodzicom, by móc samodzielnie decydować o tym, czy chce być dalej dawcą Kate, staje przed wyborami. Na scenie kolejnych dni pojawiają się wspomnienia, myśli, refleksje, pytania. Każdy z bohaterów prowadzi dialog z czytelnikiem na temat swojego życia i zmusza do próby odpowiedzi na pytania, które mogą spotkać na ścieżce codzienności ciebie, mnie i sąsiadkę z za ściany. Młode małżeństwo z dwójką dzieci, Sara i Brian. Nagle synek, czteroletni Jesse, zauważa u młodszej siostry (Kate) siniaka. Pada wyrok – rak. Co zrobić w
takiej sytuacji? Wybrać obcego dawcę i nie mieć pewności, czy walka się powiedzie, a może skorzystać z dorobku genetyki i począć idealnego? Ale czy taka ingerencja jest etyczna? Czy to nie przypadkiem walka z samym Bogiem i Jego decyzjami? Fitzgeraldowie decydują się na osiągnięcia nauki.

Ten wybór po latach pociąga za sobą kolejne. Andromeda (czyli Anna), która miała jeden raz oddać Kate swoją krew pępowinową po urodzeniu, jest dawcą dla swojej siostry przy każdym nawrocie choroby. Pojawia się pytanie, gdzie jest granica? Gdzie znak stopu? Czemu dziewczynka, która ma trzynaście lat, nie ma prawa głosu? Czemu nikt nie zauważa jej człowieczeństwa, podmiotowości? Czy walka o życie Kate ma prawo aż tak bardzo zaślepić Sarę i Briana, by nie zauważali pozostałej dwójki, Jessiego i Anny? Czy to nie rodzice wybrali los dla Jessiego, Anny i Kate podejmując walkę z rakiem? Ile prawdy mieści się w słowach Jessiego: „Na system nie ma mocnych (…) Kate odgrywa Męczennicę. Ja jestem Spisany na Straty, a ty… Tobie przypadła rola Rozjemczyni”?

Podczas lektury kłębią się pytania, które prowadzą nie tylko do refleksji, współczucia i bezsilności, niemocy odpowiedzi. Te pytania, które zadaję sobie w czasie czytania, kiedy wysłuchuję kolejnych wspomnień i przyglądam się myślom bohaterów, budzą we mnie rozgoryczenie, żal, a nawet antypatię. Największą chyba do Sary, matki. Jakoś nie mogę pogodzić się z faktem, że nie jedzie z małym Jessem po buty do gry w piłkę, że jest zbyt rozczarowana tym, że jej pięcioletni synek, nie nadaje się na dawcę dla siostry. Wzbiera we mnie gniew, kiedy Anna płacze po oddaniu szpiku w szpitalnej sali, prosząc matkę o przyjście, a ta w pierwszej chwili odmawia, bo Kate jest ważniejsza. Przecież każde z dzieci jest i powinno być tak samo istotne. Bardzo trudno przychodzi mi wybaczyć Sarze, która tak rzadko okazuje miłość Annie i Jessiemu. Wybrała walkę z rakiem i za to ją podziwiam. Jednak odgrodziła od siebie Jessiego, który skoro nie mógł pomóc, zaczął niszczyć oraz Annę, którą zdaje się widzieć jedynie wtedy, kiedy
zbliża się kolejna rozgrywka z rakiem. Matce wybaczam dopiero na sali sądowej, w deszczowy czwartek, kiedy mówi prosto i najpiękniej, jak może mówić matka do dziecka: „Anno (…) kocham cię”. Dziewczynka uzyskuje miłość (a właściwie zainteresowanie) matki i prawo do samostanowienia o sobie w kwestiach medycznych. Odtąd wybór będzie należał do niej. Tylko czemu pada deszcz? Czy teraz nie powinno zaświecić słońce? Tak naprawdę wybór jednak należy do Boga. Kiedy gasi jedną z bliźniaczych (a właściwie siostrzanych) gwiazd na szlaku tej książki, musi padać, bo „tego dnia, kiedy się urodziła (…) też padało”. Pada. „Woda w oceanie paruje i wznosi się ku chmurom, jak ludzka dusza. A tam wszystko zaczyna się od początku”. I choć uzyskujemy na krótko wybór, to jednak i tak On zadecyduje za nas.

d2jhty6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2jhty6

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj