Trwa ładowanie...
recenzja
25-01-2013 22:35

Gangsterzy w mundurach, czyli lekarstwo groźniejsze od choroby

Gangsterzy w mundurach, czyli lekarstwo groźniejsze od chorobyŹródło: "__wlasne
dwfmgqt
dwfmgqt

Czy starając się chronić owce przed wilkami, psy pasterskie powinny przyjmować wilcze zwyczaje? Innymi słowy, czy stróże prawa i porządku mają prawo posługiwać się metodami przestępców, aby przed tymi ostatnimi ustrzec bezbronne społeczeństwo? Zdania na ten temat są podzielone, a oponenci na poparcie głoszonych przez siebie tez przytaczają dziesiątki konkretnych przykładów. O ile więc opowiedzenie się po którejś ze stron sporu jest kwestią indywidualną i dyskusyjną, o tyle kategoryczny i powszechny sprzeciw budzi inne postępowanie funkcjonariuszy służb powołanych do czuwania nad przestrzeganiem prawa. Chodzi mianowicie o przyjęcie przez nich bandyckich metod dla własnych korzyści i działanie na szkodę społeczeństwa, które mieli chronić.

Gangsterzy udający policjantów podważają ład społeczny dużo bardziej niż zwykli bandyci. Korzystając bowiem z przywilejów, jakie daje im mundur, mają możliwość wyrządzenia większych szkód i ukrywania swojej odpowiedzialności za nie. A pokrzywdzeni ich działaniami nie mają już instancji, do której mogliby się udać celem dochodzenia swoich praw. Poczucie władzy, przeświadczenie o bezkarności i okazja do przejmowania intratnych przestępczych interesów owocują pokusą, której wielu funkcjonariuszy nie potrafi się oprzeć. Jak się okazuje, mechanizmy te działają w każdym miejscu i czasie, i zapewne działać będą także w dalekiej przyszłości, gdy ludzkość wyruszy ku gwiazdom.

Takie przynajmniej przeświadczenie żywi Stephen R. Donaldson, autor cyklu „Skok” opisującego zdarzenia na kosmicznych szlakach z udziałem ludzi i Obcych. Trudno nazwać jego prozę space operą, choć czas i miejsce akcji, tudzież charakter biorących w niej udział postaci świadczą o przynależności powieści do tego subgatunku fantastyki. Jednak sama fabuła niewiele ma z przygodowego westernu, bowiem jej osią są zawiłe międzyludzkie (i międzygatunkowe) relacje, dla których głęboki kosmos i futurystyczne gadżety stanowią raczej jedynie tło. W Skoku w potęgę amerykański pisarz rozwija wątki znane z dwóch poprzednich tomów cyklu. I nadal daje wyraz swojemu przekonaniu nie tylko o ułomności ludzkiej natury, ale nawet o tym, że w każdym człowieku tkwi znacznie więcej zła niż dobra.

Morna Hyland, funkcjonariuszka Policji Zjednoczonych Kompanii Górniczych, najpierw zostaje niewolnicą pirata Angusa Thermopyle, który wszczepia jej implant strefowy, co pozwala mu zyskać nad nią nieograniczoną kontrolę. Potem bohaterka wpada w łapy innego pirata, Nicka Succorso, i wykorzystuje implant, aby przetrwać. Krzywdzona fizycznie i psychicznie chwyta się każdej szansy na polepszenie swojego losu. Pomimo przeszkód udaje się jej wydać na świat syna, który zostaje jednak poddany procesowi wymuszonego wzrostu w laboratorium Obcych i otrzymuje... kopię świadomości matki. Gdy Nick odkrywa, że chłopak jest potomkiem jego odwiecznego wroga Angusa, wpada we wściekłość. Z kolei kosmici twierdzą, że zostali oszukani i próbują bezwzględnie dochodzić swoich praw.

dwfmgqt

W Skoku w potęgę rozgrywka pomiędzy Morną, jej synem, Nickiem a Obcymi jeszcze bardziej się komplikuje. Dochodzą do niej też kolejni gracze. Jednym z nich jest Faktura władający nielegalną stocznią kosmiczną, w której dokuje statek Nicka. Kolejny zaś przybywa wprost z... więzienia. To Angus, który zostaje wypuszczony przez PZKG po wszczepieniu mu implantów strefowych i zaprogramowaniu tajnych zadań do wykonania. Piratowi towarzyszy policjant Milos Taverner, który według oficjalnie rozpowszechnianej wersji wydarzeń pomógł mu w ucieczce z więzienia. Zza kulisów wydarzeniami starają się natomiast sterować najważniejsze osobistości PZKG i samej korporacji, knujące kolejne intrygi i pragnące wykorzystać każdą z dramatis personae do własnych celów.

Policyjni dygnitarze okazują się nie lepsi od bandytów przemierzających kosmiczne szlaki.Ich serca są równie, albo jeszcze bardziej przeżarte złem, zdradzieckie i nacechowane okrucieństwem. Skorumpowani funkcjonariusze PZKG w swoich motywacjach i działaniach zasadniczo nie różnią od typów spod ciemnej gwiazdy, których mają zwalczać. W ich przypadku lekarstwo okazuje się więc groźniejsze od choroby. Nieliczni spośród nich, którzy stanowią wyjątki potwierdzające regułę, nie mają szans na właściwe wypełnianie obowiązków służbowych, zostają bowiem uwikłani w brudne machinacje swoich szefów.

W opasłym tomiszczu (a kolejne jest jeszcze okazalsze) daje się odczuć pewną monotonię w narracji, ale niedostatki w tym względzie wynagradza systematycznie podsycane przez autora napięcie w relacjach pomiędzy bohaterami. Większość wydarzeń, w których biorą oni udział, rozgrywa się w kameralnych dekoracjach: w kabinach statków mknących przez międzygwiezdną pustkę czy pomieszczeniach stacji kosmicznych. To jeden z powodów tego, że fabuła zyskuje duszny klimat, miejscami przytłaczający niczym senny koszmar.Kolejnym elementem mającym na to wpływ jest bezwzględność i okrucieństwo jednych z bohaterów (czy raczej antybohaterów) oraz bezradność i beznadziejność położenia drugich. Ta dominacja zła nad dobrem i brak widoków, na to, że sytuacja się odwróci, powodują, że Skok w potęgę nie jest fantastyką typowo rozrywkową. Jego lektura – podobnie, jak poprzednich tomów cyklu – pozostawia po sobie podskórny niepokój oraz szereg trudnych pytań i wątpliwości. Ale warto się z tym wszystkim zmierzyć, aby
samodzielnie ocenić, na ile Donaldson ma rację w swoim czarnowidztwie.

dwfmgqt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dwfmgqt