Któż (oprócz Jacka Dehnela) czyta jeszcze Balzaka? Wydawać by się mogło, że to kolejna literacka gwiazda pierwszej wielkości, która właśnie przygasa, a może nawet w Polsce zgasła już całkiem, do czego walnie przyczynił się nieszczęsny ojciec Goriot, torturowany w niezliczonych szkołach na lekcjach polskiego, owiany dydaktycznym smrodkiem i spychany w obszary przestarzałej ramoty. Jeśli, jak podejrzewam, Balzaka nie da się już czytać z prawdziwą pasją, większe emocje wzbudzić może czytanie o Balzaku. Wydawnictwo WAB zdecydowało się przypomnieć, po przeszło czterdziestu latach od pierwszego polskiego wydania, Balzaka Stefana Zweiga, klasyka literackich biografii. Książkę tę, napisaną blisko sto lat temu, nadal czyta się znakomicie, a czytelnikowi wcale nie jest potrzebna jakaś dogłębna znajomość twórczości bohatera. Jeśli kiedyś czytał parę tomów – tym lepiej, jeśli nie – może spokojnie kontynuować lekturę, bo to nie jest książka o książkach, to jest książka o człowieku.
Balzac był bohaterem licznych anegdot. W pamięci współczesnych zapisały się raczej śmiesznostki, niż przejawy geniuszu. Balzac – pracoholik, Balzac – pretensjonalny prowincjusz, Balzac – rozrzutnik, Balzac – bezgraniczny snob. To wszystko prawda. A jednak gigantyczne dzieło literackie, przepojone głęboką wiedzą o ludziach i świecie, też jest prawdziwe. Balzac całymi latami pracuje po kilkanaście godzin dziennie, opisując Paryż, w którym prawie nie bywa z braku czasu, bo jego życie to tylko praca i sen.. A jeśli czasem i bywa, to jako wykpiwany parweniusz, salonowa osobliwość. Dramat Balzaca jest dramatem człowieka całkowicie pochłoniętego, strawionego, unicestwionego przez przymus pisania. Zwykle dotyka to grafomanów, w jego przypadku monumentalne dzieło literackie jest z najwyższej półki, a tylko życie jest kiczem, a romanse powieścią dla kucharek. Nawet ten ostatni – sławny, z panią Hańską, jest tylko dialogiem złudzeń.
Zbiorowe wydanie swych dzieł nazwał Balzac „Komedią ludzką”. Planowanych sto czterdzieści tomów miało być dziełem totalnym, wchłonąć i uwiecznić całą Francję, od salonów arystokracji do nor żebraków, od sal giełdy przez rzemieślnicze warsztaty, koszary i szkoły aż do chłopskich ferm. Cztery tysiące postaci obojga płci, wszelkiego wieku i stanu. Zaraz, zaraz.... dzieło totalne. Setki postaci, wszelkiego wieku, stanu i gatunku. Ludzie, nieludzie i nieumarli. Magiczny Uniwersytet, ruchome obrazki i piramidy. Oszałamiające wynalazki i wiekowe zwyczaje, wielkie kariery i spektakularne upadki, śmiech i łzy. Mielibyśmy i my, współcześni, swojego Balzaka?