Ewangeliczne „zaprawdę, zaprawdę” to „bez kitu, bez kitu” albo „bez ściemy, bez ściemy”. Zamiast „powiadam ci” mamy „puszczam ci nawijkę”, „nauczyciel” to „belfer”, „zbliżać się” to „poginać”, „rozumieć” to „czaić”. Czy można tłumaczyć Biblię na język młodzieżowy?
Komisja Języka Religijnego przy Radzie Języka Polskiego PAN wydała ostatnio Uwagi o współczesnych przekładach Biblii na język polski. Analizowane przekłady - na gwary śląską i góralską, a także slang młodzieżowy - zostały poddane ostrej krytyce: takie próby, zdaniem Komisji, budzą głębokie zaniepokojenie, i to zarówno na płaszczyźnie teologiczno-religijnej, jak i na płaszczyźnie językoznawczo-filologicznej. Trudno mi polemizować z argumentami natury filologicznej i egzegetyczno-translatorskiej, Pismo Święte nie jest jednak wyłącznie pomnikiem kultury języka. Jest przede wszystkim słowem, przez które Bóg komunikuje się z człowiekiem i dobrze by się stało, gdyby Biblia była nie tylko księgą liturgiczno-pomnikową, ale także książką codziennego użytku. Tymczasem perspektywę ewangelizacyjną, o którą się dopominam, Komisja de facto odrzuciła. A przecież Pismo Święte to - jak zdefiniował Sobór Watykański II - locutio Dei, mowa Boga skierowana do człowieka, i trzeba zrobić wszystko, żeby jak najczęściej do
owego człowieka docierała – zastanawia się ks. Andrzej Draguła.
Aby lud rozumiał
Jednym z kluczowych tekstów biblijnych dla teologii proklamacji i przepowiadania słowa Bożego jest opis czytania Prawa Mojżeszowego zawarty w księdze Nehemiasza. Po powrocie z niewoli babilońskiej, w Święto Namiotów, pod wpływem próśb całego ludu, który zgromadził się na placu przed Bramą Wodną, kapłan Ezdrasz „przyniósł księgę Prawa Mojżeszowego, które Pan nadał Izraelowi” (8, 1). W zgromadzeniu uczestniczyli - jak pisze autor biblijny - wszyscy, którzy albo byli zdolni słuchać, albo - w innym miejscu - mogli rozumieć. „Czytano więc z tej księgi, księgi Prawa Bożego, dobitnie, z dodaniem objaśnienia, tak, że lud rozumiał czytanie” (8, 8).
Jak widać, zdolność do słuchania i rozumienia okazała się niewystarczająca, gdyż samo czytanie musiało zostać dopełnione objaśnieniem. Na czym polegało owo objaśnienie? Komentatorzy są podzieleni. Jedna koncepcja głosi, że gdy w 432 r. przed Chrystusem Żydzi powrócili z niewoli Babilonu, niewielu z nich mówiło i rozumiało po hebrajsku, zaś Ezdrasz czytał właśnie w tym języku. Konieczne okazało się zatem tłumaczenie na aramejski, który dominował w państwie babilońskim i przez asymilację stał się językiem także izraelskich repatriantów. Inni komentatorzy twierdzą, że chodziło raczej o wyjaśnianie wszystkiego, co w prawie niejasne, bowiem okres wygnania pogłębił wśród Żydów religijną ignorancję (można się tu dopatrywać początków homilii).
Bez względu na to, jaką interpretację przyjmiemy, można stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że tekst biblijny dla powracającego z wygnania Żyda (wyjąwszy oczywiście kapłanów i lewitów) stał się niezrozumiały.
Historia żywa
Członkowie Komisji piszą w Uwagach, że problematyczna wydaje się w ogóle celowość »przekładów« (trawestacji, adaptacji) na gwary i języki o ograniczonym zasięgu społecznym. Zatwierdzone przez władze kościelne i uznane przez opinię filologów, używane w liturgii i nauczaniu przekłady biblijne na polski język literacki, mimo własnej specyfiki stylowej, nie są wszak tak niezrozumiałe, aby stwarzały konieczność dodatkowego tłumaczenia na jakikolwiek język rzekomo bardziej przystępny. Czy rzeczywiście jest aż tak dobrze?
Adam Krzemiński pisząc w „Gazecie Wyborczej” (z 25 października) o religijności Niemców, stwierdził, że dla młodego pokolenia nie ma żadnej wewnętrznej więzi między dogmatami religijnymi a realnym życiem. Tę smutną diagnozę można poszerzyć. Śmiem twierdzić, że dla wielu ludzi (nie tylko młodych, nie tylko w Niemczech) nie ma więzi między światem biblijnym i współczesnym, między historią zbawienia i ich własną biografią wiary.
Dla wielu to rzeczywistości nieprzystające. Przyczyną jest m.in. językowa przepaść oddzielająca świat Biblii od życia codziennego. Wystarczy porównać namaszczony tekst Pisma z dynamiczną narracją Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną . Niestety, próżno szukać w nich punktów stycznych, i to nie tyle ze względu na treść, ta bowiem w gruncie rzeczy jest o tym samym - o wartości i sensie istnienia, ile ze względu na style, które dzielą językowe lata świetlne – pisze w „Tygodniku Powszechnym” ks. Andrzej Draguła.