Na przestrzeni lat zgoła dwudziestu Olga Tokarczuk wypracowała swój własny – żeby nie rzec: „patentowy” – styl pisarstwa refleksyjno-symbolicznego. Wabi więc czytelników urokiem mitycznych wiosek na krańcach świata oraz nastrojową plątaniną historii wszelakich – dłuższych i krótszych, w strzępach bądź zwartych, prawdopodobnych mniej lub bardziej. Ten specyficzny klimat z pogranicza jawy i snu, obecny niezmiennie w powieściach autorki * Biegunów, nietrudno dostrzec także w *Momencie niedźwiedzia. Paradoksalnie – bo książka stanowi z założenia „niefikcyjny” zbiór esejów, zróżnicowanych pod kątem tematyki, czasu powstania i miejsca pierwotnej publikacji. Nieparadoksalnie – bo Tokarczuk jest w zasadzie we wszystkich swych opowieściach po trosze pisarką, a po trosze eseistką.
Teksty z Momentu niedźwiedzia, zgrupowane w trzech obszernych segmentach, czyta się ze zmiennym szczęściem i takimż zaangażowaniem. Te z otwierających książkę „Heterotopii” można uznać za klasyczny przykład literackiej eseistyki – podejmującej ważkie i aktualne tematy, przyobleczone w intelektualną otoczkę myślowych zmagań. Pisze Tokarczuk np. o krzywdzącej degradacji zwierząt – szafując cytatami z pism filozofów, literatów, naukowców, etyków i świętych. Tekst o ludzkiej płciowości podpiera obowiązkowym nawiązaniem do jednej z czołowych akademiczek feministycznych, a koncepcję nowatorskiej „gry towarzyskiej” skupia wokół tytułowych heterotopii – rodem z Foucaulta . Przez kolejne rozdziały przewijają się także wątki lżejszego kalibru, choć filozoficzna odsłona filmowego „Matrixa” – pretendująca do miana „cyberpunkowej” alegorii ludzkiego zniewolenia – umyka pochopnym wnioskom. Mimo treści bogatych w aluzje, osadzonych w szerokim i
plastycznie odtworzonym kontekście kulturowo-filozoficznym, raczej nie mamy tu do czynienia z arcydziełem eseistyki współczesnej. Tokarczuk nie wykracza poza poziom poprawnej, lecz umiarkowanie porywającej refleksji ogólnej – chyba zanadto ulega jednostajnemu nastrojowi własnego wywodu. Rozbudowane dygresje, zmiany perspektyw oraz wielopłaszczyznowe nawiązania mówią nam wiele o erudycji i oczytaniu autorki. Za mało jednak w „Heterotopiach” silniejszych akcentów, które nie ograniczałyby się li i jedynie do zgrabnego cytowania św. Tomasza z Akwinu – na przemian z Kartezjuszem.
Zdecydowanie lepiej wypada środkowa część książki – „Pliki podróżne”. Autorka opuszcza w niej rejony intelektualnych dywagacji, na rzecz onirycznych zapisków z własnych wędrówek po świecie – odległych mniej lub bardziej. To właśnie w tych fragmentarycznych obrazach – krótkich przebłyskach i anegdotach, strzępach zdarzeń czy szkicowych wspomnieniach – ujawnia się faktyczna przenikliwość Tokarczuk oraz jej niezaprzeczalny talent do gromadzenia lirycznych paradoksów. „Pliki podróżne” nie tworzą spójnej całości – miasto lęku, Amsterdam, sąsiaduje w nich np. z płatnymi toaletami na dworcu w Poznaniu, nijak się mając do przuważonych w sklepie biblijnych gier planszowych o życiu Mojżesza i Jezusa. Konstrukcja tych mikrorozdziałów przypomina miejscami próbki sztandarowych książek Tokarczuk – choćby wielowątkową, pozornie chaotyczną zawartość „Domu dziennego, domu nocnego”. Również finalny segment Momentu niedźwiedzia („Pstrąg w migdałach”) tworzy rzeczywistość cokolwiek „poszatkowaną”. Tematycznie – bo w
kolejnych „artykułach” autorka podejmuje i problem unijnego akcesu Polski, i katastrofy smoleńskiej, i podziwu godnej elastyczności polszczyzny współczesnej. Symbolicznie natomiast – bo spomiędzy kolejnych wątków nietrudno wyłuskać tezy uniwersalne, choć zamknięte w przestrzeni epizodu.
Taki jest tytułowy, zamykający książkę „Moment niedźwiedzia” – rozdział oscylujący wokół dziecięcej wyprawy po zakupy, a urastający do rangi metafizycznej refleksji o istnieniu wielu prawd. To niewątliwie mocny akcent końcowy i jeden z ciekawszych fragmentów całego zbioru. Zbioru cokolwiek nierównego – nie tyle ze względu na selektywny wybór treści, ile wskutek ciągłego balansowania na granicy umitycznionej prozy i monotonnego intelektualizowania. Występując w roli publicystki, pamiętnikarki i obserwatorki życiowych niuansów, autorka pozostaje jednak wierna swojej literackiej stylistyce. Moment niedźwiedzia dostarczy więc stosownej dawki liryzmu i refleksyjnej nastrojowości, z których – niewątpliwie zasłużenie – Olga Tokarczuk słynie.