Nie będę ukrywał, że wydany przez Taurus Media komiks Jasona Gang HemingwayaHemingwaya urzekł mnie od pierwszych kadrów. Ten tytuł reprezentuje sobą bowiem to wszystko, co uwielbiam w komiksie – niewymuszone poczucie humoru, doskonałe, oszczędne rysunki, wciągającą intrygę i niebagatelny ciężar intelektualny. Pomysł na fabułę autor zaczerpnął z kina gangsterskiego, a dokładniej ze Wściekłych psów Quentina Tarantino. Podobnie jak w tamtym filmie i tutaj opowiedziana zostaje bowiem historia nieudanego napadu rabunkowego, wydarzenia zaś przedstawione są z perspektywy każdego z bohaterów. Po tych dwóch zdaniach zdziwią się jednak ci wszyscy, którzy oczekują krwawej jatki i kadrów pełnych akcji. Jason wymyśloną przez siebie intrygę opowiada na spokojnie, bez fajerwerków czy zbędnych upiększaczy. Najpierw mamy więc dosyć długi (jak na rozmiary tego czterdziestoośmiostronicowego tomiku) wstęp, w którym przedstawieni zostają bohaterowie i ich motywacje.
A są to bohaterowie niebanalni. Akcja komiksu dzieje się w Paryżu lat dwudziestych, zaś czwórka przyszłych przestępców to biedujący, niedoceniani rysownicy komiksów – Ernest Hemingway, Francis Scott Fitzgerald, Ezra Pound i James Joyce. Wszyscy oni ledwie przędą – ich komiksów nikt nie chce publikować (a jeżeli już to podrzędne tytuły), zaś nieumiejący wziąć się za nic innego rysownicy spotykają się na kawie i rozmawiają o innych komisksiarzach. Urzekła mnie scena, w której Hemingway komentuje nowe wydanie komiksu Wojna i pokój. Zresztą poczucie humoru Jasona zasługuje na osobną wzmiankę, poza bowiem bardzo wyszukanymi dowcipami trafia się kilka wulgarniejszych, które doskonale wpisują się w całość.
Jasonowi udała się sztuka niełatwa – jego komiks jest wyborną intertekstualną ucztą nawet dla niespecjalnie oczytanego odbiorcy. Potęga jaka kryje się za prostym pomysłem fabularnym jest niesamowita – dzięki niej mamy do czynienia nie tylko z doskonałą komedią kryminalną, ale i inteligentną rozprawą na temat medium komiksowego i losu artysty. Dzięki temu zabiegowi komiks Jasona nabiera nowego wymiaru, staje się niemal autobiograficznie intymny, z jego kart wyziera sentymentalna, nieodwzajemniona czułość, jaką rysownik darzy swój fach. Rozbrajające w swoim smutnym komizmie są kadry na których psiogłowi (wydaje się, że animizacja bohaterów to swego rodzaju hołd dla początków komiksu) rysownicy pochylają się całymi nocami nad planszami, choć wiedzą, że ich sztuka pozostanie niedoceniona, a oni sami wciąż zmuszeni będą żyć za pieniądze swoich kobiet. Świetny, smutny i prawdziwy jest także monolog przyjaciółki Hemingwaya, w którym wykłada oczywiste prawdy na temat literatury i tworzenia komiksów (doskonale
też, w ostatnim kadrze, puentuje go Jason).
Jednak ponad tą melancholijną smutno-śmieszną opowiastką o ciężkim losie komiksiarza jest jeszcze doskonała intryga kryminalna. Na oczach czytelnika dzieło, które do tej pory wydawało mu się inteligentną, przewrotną komedią obyczajową przekształca się w prawdziwy dramat żądzy, zdrady i chciwości. Swoją opowieść Jason przemienia niemal niepostrzeżenie, zupełnie nie tracąc narracyjnej lekkości. Kiedy padają pierwsze strzały czytelnik zadaje sobie pytanie czy nie są one przypadkiem kolejnym żartem, jednak w głębi ducha wie, że nie, bo ta opowieść właśnie do tego zmierzała – do krwawego, bezsensownego finału, po którym pozostaje tylko banalne pytanie, czy to wszystko musiało się tak skończyć. A jeżeli jakiś czytelnik wciąż pozostanie niezaspokojony, Jason na koniec serwuje mu piękną, mądrą (choć, jak wszystko co piękne i mądre, nieco trywialną) puentę na temat tego, co jest najważniejsze w życiu. Jason doskonale operuje tą atmosferą. Jego narracja, pomimo pewnych komplikacji, pozostaje przejrzysta i niemal
tradycyjna – na 48 stronach komiksu tylko raz (kiedy podawane są czas i miejsce akcji) zakłócony zostaje dziewięciokadrowy porządek. Zaś same rysunki są w mistrzowski sposób oszczędne.
Gang Hemingwaya to jeden z tych komiksów, które urzekają czytelnika. Wciągają go w swój świat kompletnie, zaczarowują. To doskonale skonstruowany komediodramat sensacyjny, który, jak wszystkie wybitne dzieła, kończy się zbyt szybko, pozostawiając czytelnika otumanionego i niezaspokojonego. Z całą pewnością wybitne dzieło.