Jakby to paradoksalnie nie brzmiało, kluczową cechą dobrej literatury science fiction jest jej... realizm. Mamy tu oczywiście na myśli realizm w kwestiach prawdopodobieństwa psychologicznego i technologicznego, dotyczący spraw mieszczących się w zakresie aktualnej wiedzy o świecie i człowieku. Aby zadośćuczynić temu wymogowi, autor winien się wykazać gruntownym przygotowaniem z wielu dziedzin wiedzy – często bardzo od siebie odległych, a dla czytelnika całkowicie egzotycznych. Na dynamikę rozwoju nauki i techniki raczej nie możemy narzekać, dlatego też obecnie tylko nieliczni twórcy podejmują wyzwanie, by w swoich książkach na serio próbować przewidywania tego, co czeka nas w bliższej czy dalszej przyszłości.
Jednym z owych śmiałków okazuje się Greg Bear, zaś niezaprzeczalnym dowodem sukcesu jego wysiłków w tym względzie – Radio Darwina, za które otrzymał piątą w swojej karierze nagrodę Nebula. Ta doskonale skonstruowana powieść staje się dla czytelnika prawdziwym intelektualnym wyzwaniem. Z pełną odpowiedzialnością analizuje zagrożenia, stojące przed naszym światem i gatunkiem, stawia ważne pytania o odpowiedzialność naukową i osobistą człowieka. Tego rodzaju literatura, wydawana z etykietą science fiction, naprawdę rzadko gości na krajowym rynku. Tym bardziej zasługuje więc na naszą uwagę. W powieści znajdujemy brawurowo poprowadzone naukowe śledztwo, opierające się na teorii łączącej współczesną genetykę z postdarwinowskim ewolucjonizmem. Osadzoną w niedalekiej przyszłości biotechnologiczną intrygę, autor w udany sposób uzupełnia o humanistyczną refleksję, dotyczącą najważniejszych spraw w ludzkim życiu: poszukiwania prawdy, walki o bycie sobą, miłości, rodzicielstwa. W pasjonującą akcję naukowego
thrillera wplata poruszający wątek, traktujący o istotnych relacjach międzyludzkich i najbardziej intymnych emocjach. Wyczucie Beara sprawdza się też w innej delikatnej materii, jaką jest miejsce wiary w nauce i życiu współczesnego człowieka. Pisarz w subtelny sposób dotyka nieortodoksyjnej metafizyki, penetrując te obszary ludzkiej niewiedzy, które akademicka nauka pomija, jakby udając, że ich po prostu nie ma.
Wszystko zaczyna się od serii odkryć, których początkowo nikt ze sobą nie łączy, a które wydają się zwiastować zagładę gatunku homo sapiens. Pewne zjawiska i procesy świadczą bowiem albo o nadciąganiu globalnej epidemii, wywołanej przez uśpione w ludzkim DNA retrowirusy, albo też o nieoczekiwanym skoku ewolucyjnym, który całkowicie odmieni rodzaj ludzki. Wyklęty przez środowisko naukowe archeolog Mitch Rafelson odnajduje w alpejskiej jaskini dobrze zachowane zwłoki dwojga neandertalczyków z ludzkim dzieckiem. Przedstawiciel amerykańskiej agencji epidemiologicznej bada w Gruzji masowe groby, w których spoczywają ciała ciężarnych kobiet, zamordowanych pod koniec XX wieku. Wybitna genetyczka Kaye Lang ogłasza teorię, że retrowirusy z DNA człowieka mogą uaktywniać się pod wpływem czynników środowiskowych, takich jak długotrwały stres. Tymczasem w różnych częściach świata pojawiają się przypadki choroby powodującej poronienia. Ktoś nadaje jej trafną i nośną medialnie nazwę „grypy Heroda”.
W dalszej części powieści jesteśmy świadkami bezkompromisowej walki Kaye i Mitcha o wyeliminowanie ograniczeń w badaniach naukowych i zaprzestanie fałszowania ich wyników w imię politycznej poprawności i społecznych oczekiwań. Dzięki temu powieść staje się swego rodzaju manifestem ideowym, wzywającym do odrzucenia naukowej ortodoksji i do skupienia się na poszukiwania prawdy o świecie i zachodzących w nim zjawiskach, zamiast na produkowaniu kolejnych potwierdzeń obowiązującego paradygmatu. Radio Darwina to również piękna przypowieść o pełnej trudów i wyrzeczeń walce o bycie sobą, nawet gdy wiąże się to z byciem kimś bardzo odmiennym od wszystkich pozostałych.