Trwa ładowanie...
recenzja
01-02-2011 17:15

Epickość nie jest synonimem słowotoku

Epickość nie jest synonimem słowotokuŹródło: Inne
d4ld08k
d4ld08k

Prawdopodobnie najlepsze książki na świecie – taki skromny slogan zdobi pozycje, ukazujące się w serii wydawnictwa Prószyński i Ska, sygnowanej przez redakcję Nowej Fantastyki. Zdobi również Namiestniczkę, pierwszy tom Trylogii Suremu autorstwa Wiery Szkolnikowej. Kiedy widzę pierwszy tom trylogii, liczący w dodatku ponad osiemset stron, nie mam dobrych przeczuć – ilość niezwykle rzadko przechodzi w jakość. Skoro jednak wybrano cykl do tak prestiżowej serii, musi oferować jakieś nowatorskie rozwiązania, rzadkie ptaki w uniwersum klasycznego fantasy. Mimo złych przeczuć, do lektury podeszłam z taką oto naiwną nadzieją.

Skrótowo powiem, że mogło być gorzej. Nie byłby to może komplement dla potencjalnie najlepszej książki na świecie, ale rzecz tak przeraźliwie wtórna na poziomie koncepcyjnym jak Namiestniczka zasługiwałaby w teorii na o wiele surowszą ocenę. Jak można przeczytać w notce biograficznej, autorka zawsze „chciała przede wszystkim pisać, tworzyć własne fantastyczne światy”. Zaiste, strony zapełnia z niepohamowanym wręcz entuzjazmem, radość pisania emanuje z Namiestniczki niewątpliwie i gdyby przełożyła się bezpośrednio na radość czytania, obcowalibyśmy z prawdziwym arcydziełem. Nie można odmówić Szkolnikowej lekkości pióra, umiejętnie też prowadzi narrację, posiłkując się nieustanną zmianą perspektyw i bohaterów, co, przy krótkich rozdziałach, zapewnia niezaprzeczalną dynamikę. Gdyby jeszcze w fabule był choć gram oryginalności, a złożoność intrygi odpowiadała choćby w minimalnym stopniu objętości zużytej na jej przedstawienie, byłoby całkiem nieźle.

Niestety, o podobnych luksusach nie ma mowy, co i rusz natykamy się na schematy, takie jak Mroczne i Mętne Proroctwo, Powrót Odwiecznego Zła, Knujący Magowie, a nawet Przeklęte Bliźnięta (choć to już wątek bliższy telenoweli). W ogóle ilość punktów wspólnych z brazylijskimi tasiemcami jest w tej historii zastanawiająca. Choćby konstrukcja bohaterów, tak sztucznych, że chwilami aż śmiesznych, jakby celowo wyjętych z komediowego arsenału, choć grają w Złowrogiej Tragedii, a zbliża się Zmierzch Czasów. Jest i Zakazana Miłość, którą trzeba ukrywać przed światem – co więcej, występuje w wielu odmianach. Niedostatków na niwie postaci w najmniejszym stopniu nie wyrównuje świat, standardowe quasi-średniowieczne uniwersum, z nieco odbiegającą od standardów władczynią płci żeńskiej w miejsce króla i książętami-wasalami rządzącymi w prowincjach. Jak zwykle jest przy władczyni Rada, w Radzie magowie, a w głowach magów przekonanie, że to oni rządzą, nie odbiegające zresztą od rzeczywistości.

Mechanika samej magii też nie zachwyca oryginalnością, by nie użyć dosadniejszych określeń, a kiedy na scenie pojawiła się Kluczowa Księga (obowiązkowo w czarnych okładkach i spisana starym narzeczem), nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. W dodatku nawet po ośmiuset stronach z okładem, wielu zmarnowanych życiach i tragicznych romansach, wciąż pozostaje wrażenie, że Szkolnikowa zaledwie wzięła rozbieg. Samo wprowadzenie wszystkich potrzebnych postaci zajęło jej 500 stron i 8 lat czasu fabularnego. Wiele się na przestrzeni tych kart nie wydarzyło. I fakt, że czyta się szybko i bezboleśnie, to właściwie jedyna (choć, przyznaję, istotna) zaleta tej powieści. Z tym brakiem bólu, uczciwie mówiąc, nieco przesadziłam, bo co bardziej emocjonalne fragmenty, które mnie akurat bawiły, bardziej wrażliwego na grafomanię odbiorcę mogą zranić wręcz na wskroś. Ja cierpiałam jedynie, dowiedziawszy się, że księżniczkę należałoby zamknąć w „wierzy”, a jej rodową cechą charakteru jest „upartość”.

d4ld08k

Namiestniczka nie jest książką złą, jedynie przeraźliwie przegadaną i schematyczną, nieoferującą absolutnie niczego nowego w reprezentowanym gatunku, a standardy rozgrywającą w sposób, który, mówiąc łagodnie, nie porywa. Można po nią sięgnąć, ale prawdopodobieństwo, że to najlepsza książka na świecie, wynosi, w mojej ocenie, jakiś ułamek promila. I całe szczęście, że nawet w kategorii pociągowych czytadeł lepszych pozycji jest na kopy, bo książka Szkolnikowej do pociągu nieco niepraktyczna. Za ciężka.

d4ld08k
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ld08k

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj