Eksperci zawodzą przy prognozowaniu przyszłości. "Czarnych Łabędzi nie można przewidzieć"
- Zwykle gdy patrzymy w przyszłość, mamy klapki na oczach — wyobrażamy sobie, że będzie wtedy tak jak dotychczas, bez Czarnych Łabędzi, chociaż tak naprawdę przyszłość nie ma w sobie ani krzty zwyczajności – mówi Nassim Nicholas Taleb. Takim Czarnym Łabędziem był wybuch pandemii koronawirusa.
Bestsellerowa książka Nassima Nicholasa Taleba analizuje zjawisko Czarnych Łabędzi: niespodziewanych wydarzeń, które spadają na nas nagle i odciskają ogromne piętno na naszym życiu. Czy to będzie wybuch I wojny światowej, dojście Hitlera do władzy, zamachy z 11 września 2001 roku w Nowym Jorku, kryzys finansowy 2008 roku czy aktualna pandemia koronawirusa, wydarzenia te całkowicie zmieniają podstawy naszego życia. Ich wpływ na los świata jest ogromny, ale są niemożliwe do przewidzenia, dopiero po ich wystąpieniu staramy się je zracjonalizować.
Dzięki uprzejmości wyd. Zysk i S-ka publikujemy fragment książki "Czarny łabędź. Jak nieprzewidywalne zdarzenia rządza naszym życiem" Nassima Nicholasa Taleba (przeł. Olga Siara), która ukaże się 21 kwietnia.
CZĘŚĆ II PO PROSTU NIE UMIEMY PROGNOZOWAĆ
Kiedy proszę ludzi o wymienienie trzech niedawno wdrożonych technologii, które wywierają największy wpływ na współczesny świat, zwykle odpowiadają: komputer, Internet i laser. Wynalezienie żadnej z nich nie było planowane ani przewidywane. Każda była niedoceniana w chwili odkrycia i na długo po pierwszym zastosowaniu. Okazały się bardzo istotne. Okazały się Czarnymi Łabędziami.
Oczywiście z perspektywy czasu mamy wrażenie, że ich powstanie było częścią jakiegoś planu. Do podobnych wniosków dojdziecie, gdy stworzycie listę najważniejszych wydarzeń politycznych, wojen albo epidemii intelektualnych. Trudno się dziwić, że przewidywanie przyszłości idzie nam tak fatalnie: świat jest znacznie bardziej skomplikowany, niż myślimy, co samo w sobie nie stanowiłoby problemu, gdyby nie fakt, że większość z nas nie ma o tym pojęcia. Zwykle gdy patrzymy w przyszłość, mamy klapki na oczach — wyobrażamy sobie, że będzie wtedy tak jak dotychczas, bez Czarnych Łabędzi, chociaż tak naprawdę przyszłość nie ma w sobie ani krzty zwyczajności. Nie jest kategorią platońską!
Obejrzyj: Prolog - Magdalena Witkiewicz o pracy podczas pandemii
Przekonaliśmy się już, jak wspaniale potrafimy tworzyć narracje tłumaczące przeszłość, wymyślając historie, które przekonują nas, że ją rozumiemy. Wiedza wywołuje u wielu ludzi zdumiewający skutek uboczny: zamiast podnosić ich umiejętności w wymierny sposób, dodaje im pewności siebie. Kolejnym problemem jest skupianie się na tym, co zwyczajne (i nieistotne), platonifikacja, która sprawia, że nasze prognozy są szablonowe.
Uważam to za skandal, że mimo empirycznych dowodów na ich nieskuteczność w dalszym ciągu formułujemy prognozy, jakbyśmy byli w tym dobrzy, przy użyciu narzędzi i metod wykluczających rzadkie zdarzenia. Przewidywanie przyszłości to w naszym świecie działalność zinstytucjonalizowana. Słuchamy jak wyroczni wszystkich, którzy pomagają nam radzić sobie z niepewnością, zarówno wróżek, jak i (nudnych) naukowców "z ogromnym dorobkiem" oraz urzędników posługujących się lewą matematyką.
Od Yogiego Berry do Henriego Poincarégo
Yogi Berra, wspaniały trener baseballu, słynie z powiedzenia: "Trudno jest przewidywać, a już przyszłość zwłaszcza". Wprawdzie nie ma na koncie dzieł, które pozwoliłyby nadać mu miano filozofa, mimo wybitnej mądrości i zdolności intelektualnych, ale bez wątpienia zna się na przypadkowości. Niepewność była dla niego chlebem powszednim, a jako baseballista i trener baseballu regularnie musiał godzić się z przypadkowymi, często bolesnymi wynikami.
Yogi Berra (na zdjęciu) nie jest jedynym myślicielem, który zastanawiał się nad tym, na ile przyszłość wymyka się naszym zdolnościom poznawczym. Wielu mniej popularnych, mniej błyskotliwych, ale nie mniej kompetentnych poszukiwaczy badało ludzkie ograniczenia w tym zakresie, od filozofów Jacques’a Hadamarda i Henriego Poincarégo (powszechnie uznawanych za matematyków), przez filozofa Friedricha von Hayeka (powszechnie uznawanego, niestety, za ekonomistę) aż po filozofa Karla Poppera (powszechnie uznawanego za filozofa).
Możemy bezpiecznie nazwać to hipotezą Berry-Hadamarda-Poincarégo-Hayeka-Poppera, która nakłada inherentne strukturalne ograniczenia na naszą umiejętność prognozowania.
"Przyszłość nie jest już taka jak kiedyś”, mawiał Berra. Prawdopodobnie miał rację: rosnąca złożoność świata może zmniejszać korzyści płynące z naszej zdolności modelowania (i prognozowania), co oznacza, że coraz większą rolę odgrywa to, co nieprzewidziane. Im większą rolę odgrywać będą Czarne Łabędzie, tym trudniej nam będzie je przewidzieć. Przykro mi.
(…)
PROBLEM EKSPERTA, CZYLI TRAGEDIA BEZMYŚLNEJ KUKŁY
Dotąd nie kwestionowaliśmy autorytetu specjalistów prognozujących przyszłość, a jedynie ich zdolność oceny granic własnej wiedzy. Arogancja epistemiczna nie oznacza automatycznie braku umiejętności. Hydraulik prawie zawsze zna się na hydraulice lepiej niż uparty eseista czy trader posługujący się matematyką. Chirurg, który operuje przepuklinę, rzadko wie o przepuklinie mniej od tancerki wykonującej taniec brzucha. Z kolei jego ocena trafności własnej diagnozy będzie niewłaściwa i, co dość niepokojące, w tej kwestii możecie być znacznie bardziej kompetentni od niego.
Niezależnie od tego, co twierdzą inni, zawsze dobrze jest zakwestionować szacowany poziom błędu w tym, co proponuje ekspert. Nie kwestionujcie tego, jak pracuje, tylko jego pewność siebie. (Jako człowiek, który ma złe doświadczenia ze służbą zdrowia, nauczyłem się zachowywać ostrożność i wszystkich namawiam do tego samego: jeśli wchodzicie do gabinetu lekarskiego z jakimś symptomem, puśćcie mimo uszu zapewnienia, jak mało prawdopodobne jest, żebyście mieli raka).
Wyróżniam dwa możliwe przypadki: przypadek łagodny, czyli arogancję, której towarzyszą (pewne) kompetencje, i przypadek ostry, czyli arogancję połączoną z niekompetencją (jak u bezmyślnej kukły).
W niektórych sytuacjach wiecie więcej od ekspertów, którym, niestety, płacicie za ich opinię, podczas gdy to oni powinni wam płacić za to, że ich słuchacie. O których ekspertach mowa?
Statyczne i dynamiczne dziedziny
Istnieje bardzo bogata literatura poświęcona tak zwanemu problemowi eksperta, dokumentująca badania empiryczne ekspertów weryfikujące ich dokonania. Początkowo można jednak się w niej pogubić. Z jednej strony badacze demaskujący ekspertów, tacy jak Paul Meehl i Robyn Dawes, pokazują, że "eksperci" to w gruncie rzeczy oszuści, którzy radzą sobie nie lepiej niż komputer posługujący się jedną miarą, ponieważ zaślepia ich intuicja.
(A oto przykład skuteczności komputera posługującego się jedną miarą: stosunek aktywów płynnych do poziomu długu pozwala ocenić przyszłą spłacalność kredytu lepiej niż raporty większości analityków kredytowych).
Z drugiej strony wiele badań wykazało, że ludzie potrafią uzyskać lepsze wyniki niż komputery właśnie dzięki intuicji. Kto ma rację? Muszą istnieć dziedziny, w których eksperci są rzeczywiście ekspertami. Zastanówcie się: czy wolelibyście, żeby operację na waszym mózgu przeprowadził dziennikarz działu naukowego, czy chirurg z dyplomem? Czy wolelibyście wysłuchać prognoz ekonomicznych człowieka z doktoratem z finansów "czołowej" instytucji naukowej w rodzaju Wharton School, czy dziennikarza działu biznesowego?
Podczas gdy odpowiedź na pierwsze pytanie jest empirycznie oczywista, z odpowiedzią na drugie jest inaczej. Widzimy już różnicę między wiedzą teoretyczną a wiedzą praktyczną. Grecy odróżniali technē od epistēmē. Empiryczna szkoła medycyny Menodotosa z Nikomedii i Heraklita z Tarentu zalecała lekarzom trzymanie się jak najbliżej technē (czyli "rzemiosła"), a jak najdalej od epistēmē (czyli "wiedzy", "nauki").
Psycholog James Shanteau postanowił sprawdzić, w których dziedzinach istnieją eksperci, a w których nie istnieją. Zwróćcie uwagę na problem konfirmacji w tym przedsięwzięciu: jeśli chcecie udowodnić, że eksperci nie istnieją, to znajdziecie zawód, w którym są bezużyteczni. Tezę przeciwną też zdołacie potwierdzić. W założeniach Shanteau jest jednak zachowana równowaga: w pewnych zawodach eksperci odgrywają ważną rolę, a w innych nie ma żadnych dowodów na ich umiejętności. Które są które?
Eksperci, którzy zazwyczaj są ekspertami: sędziowie na wystawach bydła hodowlanego, astronomowie, piloci oblatywacze, gleboznawcy, mistrzowie szachowi, fizycy, matematycy (jeśli zajmują się problemami matematycznymi, a nie empirycznymi), księgowi, inspektorzy sanitarni, interpretatorzy zdjęć lotniczych, analitycy ubezpieczeniowi (zajmujący się danymi o rozkładzie normalnym).
Eksperci, którzy zazwyczaj… nie są ekspertami: maklerzy giełdowi, psychologowie kliniczni, psychiatrzy, pracownicy działów rekrutacji na uczelniach wyższych, sędziowie, radni, pracownicy działów kadr, analitycy wywiadu (mimo ogromnych kosztów wyniki CIA są żałosne), chyba że uwzględnimy rozległe, choć niewidoczne działania prewencyjne. Dodałbym do tej listy własne wnioski z analizy literatury przedmiotu: ekonomiści, progności finansowi, profesorowie finansów, politolodzy, "eksperci od spraw ryzyka", personel Banku Rozrachunków Międzynarodowych, dostojni członkowie International Association of Financial Engineers oraz osobiści doradcy finansowi.
Mówiąc wprost, w dziedzinach dynamicznych, wymagających wiedzy, eksperci zazwyczaj nie istnieją, natomiast w dziedzinach statycznych można ich niekiedy spotkać. Innymi słowy, w zawodach, które zajmują się przyszłością i opierają swoje przewidywania na niepowtarzalnej przeszłości, występuje problem eksperta (wyjątki to meteorologia i działania oparte na krótkoterminowych procesach fizycznych, a nie socjoekonomicznych).
Nie twierdzę, że nikt, kto zajmuje się przyszłością, nie przekazuje żadnych cennych informacji (jak już wspomniałem, gazety całkiem dokładnie przewidują godziny funkcjonowania teatrów), tylko że ci, których praca nie generuje konkretnej wartości dodanej, zazwyczaj zajmują się przyszłością. Patrząc z innej perspektywy, trzeba przyznać, że dziedziny dynamiczne często są narażone na Czarne Łabędzie. Eksperci to osoby skoncentrowane na swojej specjalności, w pewnym sensie zmuszone mieć klapki na oczach. W sytuacjach, w których jest to bezpieczne, ponieważ Czarne Łabędzie nie mają większego znaczenia, ekspert poradzi sobie dobrze.
(…)