Siódmy milion wywołał w Izraelu skandal. Autor książki publicznie został nazwany kłamcą. Tak przedstawia się w telegraficznym skrócie recepcja pierwszego wydania pracy, która po dwudziestu latach doczekała się tłumaczenia na język polski. Od tego czasu wiele się zmieniło. Niedawno słyszałem, że Tom Segev jest klasykiem. Natomiast jego sztandarowe dzieło to lektura obowiązkowa dla tych, którzy chcieliby bliżej poznać Izrael od traumatycznej strony pamięci o sześciu milionach ofiar. Niby temat dobrze znany, ale opowiedziany z perspektywy, którą w naszym kraju śmiało można określić jednym epitetem: egzotyczna. Jeśli dająca się zaobserwować moda na judaizm jest faktem, to ciągle stosunkowo niewiele u nas wiadomo o nowoczesnym państwie żydowskim. Państwie, które być może by nie powstało, gdyby Adolf Hitler nie próbował doprowadzić do ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej.
Co Izraelczycy myśleli o Zagładzie? W jaki sposób mieszkańcy Ziemi Świętej reagowali na wieść o dokonywanej w Europie eksterminacji współbraci? To dopiero początek kłopotliwych pytań, stanowiących punkt wyjścia do przedstawienia szerokiej panoramy izraelskich reakcji na dokonywane przez nazistów ludobójstwo: od lat trzydziestych po lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku. Mówiąc krótko, od wyparcia do swoistej ideologizacji Zagłady; wraz z określeniem przełomowego dla zbiorowej pamięci momentu, czyli słynnego procesu Eichmanna, podczas którego mieszkańcy Izraela publicznie konfrontowali się z piekłem eksterminacji (kolejna zagadka: czy ofiary powinny sądzić katów?). Segev swoją publikacją wręcz wylał na izraelską opinię publiczną kubeł zimnej wody, a przesadzoną reakcję na książkę (ponoć jedynie odświeżająca dobrze znane fakty i nie poszukująca jakiś rewizjonistycznych rewelacji) można określić mianem: wypierania się przeszłego wyparcia. Historyk bowiem nie tyle po raz kolejny opisał koszmar krematoriów i
kacetów, lecz przypomniał rodakom, że ci przez wiele lat reagowali na Zagładę wstydliwą obojętnością, czy wręcz pogardą dla tych, którzy dali prowadzić się na rzeź jak barany; bo mieszkańcy podówczas brytyjskiej Palestyny sami w gruncie rzeczy nie byli w stanie pomóc prześladowanym. Chociaż w książce opisane są trzy próby ratowania Żydów przez Żydów, które wymagały negocjacji z hitlerowcami. Dlatego niemalże każdy akapit zawiera moralny dylemat.
Praca ta nie jest jednak wyłącznie, dbającym o bezstronność przeglądem stanowisk, opisującym izraelsko-izraelskie potyczki o przeszłość.Autor nie ukrywa, że polemiczne żądło jego opracowania wymierzone jest w reprezentowany przez Ben Guriona syjonizm, stawiający powstanie państwa Izrael za cel sam w sobie, a nie jako środek służący do budowania narodowego bezpieczeństwa; polityka, który widział w Zagładzie nie tyle ogólnoludzką klęskę, lecz zagrożenie dla budowanego w trudzie państwa. Praca ta wreszcie tłumaczy, w jaki sposób pamięć o takich miejscach jak Auschwitz doprowadziła do wzmocnienia nacjonalistycznych postaw, a także sytuacji, w których obywatele państwa Izrael wręcz zaczynali przypominać faszystów: Czyż żołnierze strzelający do Arabów nie tłumaczą się ze swojego postępowania posłuszeństwem wobec rozkazów? Dlaczego teraz Izraelczycy mniej wierzą w demokrację niż Niemcy? Tak postawione zagadnienia uczyniły historyka sławnym w swoim kraju, gdyż zakwestionowały one wiele mitów, odziedziczonych po
niepozbawionych heroicznych cech pionierach, którzy zamieniali pustynię w Ziemię Obiecaną i z jawną wzgardą odnosili się do uciekinierów z III Rzeszy, przeważnie wykonujących wolne zawody formalistów, nie potrafiących się odnaleźć w surowej rzeczywistości, tworzonej z mozołem państwowości.
Nie wydaje się przy tym, aby Siódmy milion wywołał skandal nad Wisłą. Autora zaproszono wiosną bieżącego roku do naszego kraju, i nie przypominam sobie, aby jego obecność wywołała przesadne poruszenie. Sama zaś książka godna jest polecenia z kilku względów. Po pierwsze, za obszerny i niezwykle ciekawy materiał, pozwalający lepiej rozumieć specyfikę nie tyle żydowskiej, co izraelskiej mentalności. Wśród nich niemało jest kuriozalnych wzmianek o kontaktach między syjonistami a nazistami, a także późniejszych stosunkach międzynarodowych otoczonego przez wrogów państwa. Po drugie, za to, że zawiera odważne i niewygodne pytania, które tłumaczą odnotowane dwie dekady temu poruszenie. Segev podobnie jak porządny dziennikarz – odsłania, ale nie piętnuje zjawisk, które osobiście go niepokoją. Po trzecie, głównym bohaterem książki jest ocalały milion – ludzi, których często zdławiona przez kłopotliwe milczenie obecność ukształtowała tożsamość państwa, powstałego między innymi na skutek bodajże najbardziej
jaskrawego przypadku ludobójstwa w dziejach świata. Państwa, bądź co bądź egzotycznego, które prawdopodobnie byłoby bardziej europejskie, gdyby nie Zagłada.