Ta historia zaczyna się i kończy w Manchesterze. Zaczyna się wtedy, w czasie studiów Rachel i Ben trochę się przyjaźnią, trochę wspólnie studiują zawiłości angielskiej literatury. Kończy... a, nie, przepraszam, ta historia ponownie zaczyna się po dziesięciu latach, ponownie to będzie Manchester, w którym mieszka Rachel i do którego po kilku latach wraca Ben. Ona rozstała się z narzeczonym, tuż przed ślubem, on przekonał żonę, aby przenieść się tutaj z Londynu. Na chwilę. Przypadkiem się spotkają, przypadkiem pogadają jak za dawnych czasów.
Tyle że w życiu nie ma takich przypadków.
W zasadzie od samego początku korciło mnie, aby zajrzeć na koniec tej książki i podejrzeć, czy będzie „i żyli długo i szczęśliwie” czy może się ponownie rozstaną i będą żyli szczęśliwie nieszczęśliwi. Bo ta historia od samego początku taka właśnie jest – nieustanna gra pozorów, coś się komuś wydaje, ktoś coś odbiera za coś innego, niż jest, wreszcie ktoś myli miłość z przyjaźnią. Za dawnych lat wszystko wyglądało inaczej, ludzie byli nieco inni i przyjaźnie zresztą też. Teraz o stanie cywilnym informuje wszechobecny Facebook, a miłość, nieco bardziej wyrachowana niż emocjonalna, nie jest gwarancją ani szczęścia, ani długotrwałego związku.
Z każdą kolejną stroną poznajemy kolejne etapy studenckiej przyjaźni, która pozwala zrozumieć nieco dziwne zachowanie i Bena, i Rachel. Do tego dochodzą jej przyjaciółki, ciągle te same od czasów studiów, jego kolega z pracy, który ma zlecenie dla dziennikarki sądowej, jaką jest Rachel. Gdzieś w tle ciągle się przewija Rhys, narzeczony Rachel i jej chłopak w czasach studenckich. A potem wszystko się jakoś gmatwa. Jak w życiu.
Lektura lekka, łatwa, przyjemna. Trochę brytyjskiego humoru na deser, trochę zwariowanej fabuły i nietuzinkowych bohaterów. Trudno nie pokusić się o porównanie do Bridget Jones – nieco zwariowana singielka o niewyparzonym języku, z gromadą przyjaciół, którzy pomogą, gdy coś się stanie, z jakimiś dziwnymi facetami z problemami obok, a przy okazji jeszcze także zawodowo sama prosi się o kłopoty. Znacie to? Cóż, Rachel jeszcze nie znacie, ale możecie ją poznać, może polubić a może przyswoić kilka prawd, z którymi ona musi sobie poradzić, prawd tak banalnych jak to, że kłótnia ma sens jedynie na stojąco, bo w pozycji siedzącej traci dużo na swoim uroku.
Świetna książka do tramwaju, czyli fabuła wciągająca, ale bez przesady, bohaterowie, których daje się polubić, specyficzny brytyjski humor i tak dalej. Lektura jednorazowa, ale za to nader przyjemna.