Tempe Brennan żyje właściwie na walizkach, w dwóch, zupełnie różnych domach: na południu Stanów, w ciepłej Karolinie i w Montrealu, w zimnej Kanadzie. Tym razem obowiązki antropologa sądowego każą jej nieprzerwanie podróżować pomiędzy Charlotte i Montrealem. Mroźna, kanadyjska zima zaczyna się dla niej od pozornie prostego przypadku ekshumacji szczątków zakonnicy mającej dostąpić beatyfikacji. Wszystko idzie zgodnie z planem, kiedy jak grom z jasnego nieba spada na badaczkę wiadomość o ofiarach, które zginęły podczas pożaru domu w niedalekim St. Jovite. Okazuje się, że pożar rozprzestrzenił się wskutek podpalenia, a znalezione w spalonym domu szczątki sugerują brutalne morderstwo…
Chyba jeszcze nie było aż tyle trupów w tak krótkim czasie! Być może nie jest to nawet kwestia ilości zabitych osób, co raczej ogromu problemów piętrzących się przed główną bohaterką cyklu Kathy Reichs. Niesforna młodsza siostra, przystojny detektyw, nieustająca miłość do eks-męża i praca. Praca pochłaniająca każdą chwilę, nabierająca z każdym rozdziałem szaleńczego niemal tempa. Przypadek siostry zakonnej wiedzie ją na jeden z kanadyjskich uniwersytetów, do jednej z pracownic naukowych, która wykazuje przedziwne zainteresowania i wywołuje w studentach respekt graniczący ze strachem i której asystentki przypominają jako żywo dziewczyny u Kinga: ciche, zamknięte w sobie, przygniecione brzemieniem tajemnicy. Historia podpalonego domu wiedzie na południe Stanów, do hermetycznej społeczności, żyjącej w komunie pod przywództwem charyzmatycznego guru, który okazuje się jedynie marionetką w rękach owładniętej psychozą postaci… Na dodatek Harry, młodsza siostra doktor Brennan, znów pakuje się w kłopoty, mająca
być wytchnieniem od pracy i wszechobecnego odoru śmierci wycieczka z córką kończy się kolejnym makabrycznym odkryciem, a kości zakonnicy z końca wieku ukrywają szokujący sekret. Jakimś dziwnym trafem, wszystkie te sprawy łączą się w przedziwną, misterną całość.
Wnioskując ze stylu, można by przyjąć, że jest to jedna z ostatnich książek Reichs (w porównaniu choćby z czwartą z kolei Zabójczą podróżą), zatem pozytywnie dziwi fakt, że Śmierć za dnia to dopiero druga część całego cyklu poświęconego zdolnej i upartej antropolog sądowej. Spójna linia fabularna i ciekawie prowadzona narracja sprawiają, że książkę można dosłownie pochłonąć w jeden wieczór. Tym, co w tej części cyklu naprawdę przykuwa uwagę, jest niezwykła plastyczność opisu. Reichs opowiada o przejmującym zimnie, o zapachu klasztornej kawy, o uniwersyteckim gabinecie, w którym świat ogląda się przez dziewiętnastowieczne szybki, a wnętrze wypełniają książki, magazyny, cisza i duszna atmosfera ohydnej tajemnicy – i kiedy to robi, robi to naprawdę dobrze: sugestywnie, solidnie i tak, żeby czytelnikowi też się zrobiło duszno i zimno, kiedy trzeba. Na porównanie w pełni z Agathą Christie Reichs z pewnością (jeszcze?) nie zasługuje, ale trzeba przyznać, że sporo się nauczyła od Mistrzyni w kwestii opisu
rzeczywistości, w której spokój codzienności stoi w ironicznej opozycji do przestrzeni zbrodni. Gdybyż jeszcze zdarzyło się jej porównać ekspres do kawy z diabłem, jak to uczyniła Christie w Tajemnicy bladego konia…