Niejednokrotnie już czytelnicy mogli się przekonać (choćby na przykładzie książek autorstwa Kate Mosse), że połączenie w jednej powieści teraźniejszości i przeszłości daje bardzo dobre efekty. Tak jest i tym razem, mimo iż Tess Gerritsen tym razem nie napisała powieści z gatunku tych, które stały się jej znakiem rozpoznawczym – stricte medycznego thrillera.
Tajemnica ludzkich szczątków noszących ślady zbrodni znalezionych w ogrodzie dopiero co nabytej podupadłej posiadłości ujrzy światło dzienne dzięki uporowi Julii, która dom nabyła i osobom, które poznała przy okazji makabrycznego odkrycia. Choć dopiero rozwiedziona kobieta nie tak wyobrażała sobie swoje nowe życie w stanie wolnym, krok po kroku daje się wciągnąć w mroczną przeszłość, którą odkrywa stopniowo dzięki znalezisku. A podróż to daleka – cofamy się bowiem do początków XIX wieku, do Bostonu, gdzie Norris Marshall, uzdolniony, lecz pełen kompleksów ubogi student medycyny zarabia na czesne na prestiżowej uczelni pomagając w handlu zwłokami. Gdy miastem wstrząsa seria coraz częstszych i coraz brutalniejszych morderstw dokonanych z chirurgiczną precyzją, podejrzenie pada na Norrisa. Musi on zatem nie tylko uniknąć śmierci i schwytania, ale też doprowadzić do ujawnienia prawdziwego zabójcy. A sprzymierzeńców nie ma zbyt wielu – dziekana wydziału medycyny i młodą szwaczkę, za którą podąża bezwzględny
morderca.
Czytelnik jest płynnie przenoszony w miejscu w i czasie – od przeszłości do współczesności, a całość układa się w pasjonującą opowieść pełną tajemnic, grozy i rozmaitych zwrotów akcji. Jednocześnie autorka jest bardzo dokładna w tworzeniu książkowego świata – zarówno bohaterowie, jak i elementy fabuły są w najmniejszym nawet stopniu perfekcyjnie dopracowane. W zasadzie trudno się oprzeć wrażeniu, że czyta się jedynie powieść – jej osadzenie w realiach historycznych nadaje jej niesamowitego realizmu i wiarygodności. Powieść jest w równym stopniu krwawa i przerażająca, co wzruszająca i zaskakująca. Mistrzostwo zarówno formy, jak i treści.