Ostatnimi czasy średnio co druga czytana przeze mnie polska powieść obyczajowa – pisana przez kobietę i o kobiecie właśnie – podejmuje tematykę „małych ojczyzn”. Czytam zatem o bohaterkach odnajdujących „swoje miejsce na Ziemi” (zwykle w uroczych prowincjonalnych zakątkach, do których gromadnie uciekają łaknące spokoju mieszczuchy). Sosnowe dziedzictwo Marii Ulatowskiej jest w tym kontekście przykładem wręcz wzorcowym. Autorka opowiada historię charyzmatycznej Anny, która porzuca wielkomiejski zgiełk i powraca do zabytkowego dworku, utraconego przez jej rodzinę wskutek historycznych zawirowań. Zagubiony w sosnowym lesie pałacyk staje się arkadyjską krainą wiecznego szczęścia, w której czas płynie wolno i nad wyraz przyjemnie, a zapomniane wartości odzyskują pełnię barw. Opowieść o odzyskanym dziedzictwie jest więc lekturą typowo relaksacyjną i nie do końca realną. Trudno uwierzyć w tę bajkową scenerię, optymizm przesłania i bohaterów bez wyjątku dobrych. Nietrudno natomiast ulec sielskiej, rodzinnej
atmosferze, przebijającej z każdej kolejnej strony.
Sosnowe dziedzictwo jest w istocie sagą rodzinną – autorka opowiada zawiłe losy rodziny Towiańskich, skupione wokół Sosnówki (tj. rodowego dworku na Kujawach). Okoliczności utraty oraz kolejne etapy odzyskiwania pałacyku Ulatowska odtwarza za pomocą retrospekcji i przeskoków czasowych. Lektura kolejnych rozdziałów, opisujących często odległe wydarzenia, stopniowo wyjaśnia odbiorcy główny wątek powieści. Przywołane z przeszłości sytuacje (w tym z okresu powstania warszawskiego)
z jednej strony współtworzą więc pokoleniowy charakter opowieści, z drugiej natomiast – urozmaicają kompozycję książki. Autorka wyraźnie stara się nietypowo ukształtować fabułę – niestety, czasem gubi się w gąszczu wątków odległych w czasie i powtarza niektóre informacje. Te drobne potknięcia nie zakłócają co prawda odbioru książki, lecz w połączeniu z dość ogólnym zarysem dziejów rodziny Towiańskich, pozostawiają wrażenie niedopracowania. Autorka nie wykazuje się w tym wypadku kronikarskią szczegółowością, koncentrując fabułę
przede wszystkim na teraźniejszych perypetiach namłodszej członkini rodu.
Czytamy więc o postępującym remoncie Sosnówki, a w tle przewijają się standardowe motywy: przyjaźń i potrzeba akceptacji, ludzka życzliwość i empatia, romanse trwające i romanse kiełkujące.Ulatowska tworzy utopijny świat niepoprawnych optymistów – w książce próżno doszukiwać się fragmentów o trwale negatywnym wydźwięku. Z jednej strony to dobrze – Sosnowe dziedzictwo zyskuje dzięki temu ciepły i rodzinny klimat, sprzyjający lekturze. Z drugiej natomiast – hurraoptymistyczna wymowa co poniektórych fragmentów może się wydać przesadzona i nienaturalna. Oczywiście sielankowa osnowa fabuły wyklucza pełen realizm opisu i głębię przesłania. Sosnowe dziedzictwo nie pretenduje zresztą do miana literatury nazbyt ambitnej – autorka w prosty i niewyszukany sposób opisuje scenerię bliską sercu oraz podstawowe wartości, bez których powieść obyczajowa straciłaby rację bytu. Oprócz ciepłej historii miłosnej, rozkwitającej w tle wątku odzyskanego dziedzictwa, otrzymujemy ponadto nostalgiczną opowieść o urokach
prowincjonalnego życia. Poprzez kreacje sympatycznych postaci – m.in. parkingowego Dyzia, wygadanego mecenasa Witkowskiego, pełnej dobroci gosposi Malinki czy kochliwego weterynarza Grzegorza – autorka w humorystyczny sposób eksponuje walory małomiasteczkowej egzystencji. W opisie codziennych, prozaicznych rozrywek umiaru nie zna – bohaterowie powieści ucztują zatem niczym w Mickiewiczowskim Soplicowie i celebrują dobrodziejstwa swojskiego wiktuału z zaraźliwym entuzjazem. Autorka konsekwentnie podtrzymuje optymistyczny, do pewnego stopnia nierealny, klimat opowieści.
Sosnowe dziedzictwo emanuje pogodą ducha i wiarą w ludzką życzliwość. Zarzucić tak skonstruowanej historii banalność przesłania byłoby pewnym nadużyciem – w końcu o rozrywkę i czytelnicze odprężenie, a nie ambitną problematykę, w tym wypadku chodzi. Autorka w pełni realizuje przypisane literaturze obyczajowej cele, tworząc prostą opowieść z klarownym przekazem. Nie sposób jednak pominąć kwestii zasadniczej – mamy w tym wypadku do czynienia z książką standardową, raczej mało odkrywczą. Autorka – mimo urozmaicenia kompozycji przeskokami czasowymi i rozplanowanym wątkiem odzyskiwania utraconego dziedzictwa – tworzy typową, sielankową fabułę oraz typowych, wzbudzających sympatię bohaterów. Sosnowe dziedzictwo jest więc lekturą niewątpliwie przyjemną i sprawnie opowiedzianą, lecz równocześnie – jedną z wielu.