Trwa ładowanie...
recenzja
14-06-2010 12:27

Dym w oczy, a para w gwizdek

Dym w oczy, a para w gwizdekŹródło: Inne
d4upv0a
d4upv0a

Światło jest inne niż wcześniej opublikowane w ramach * Uczty wyobraźni Viriconium* tego samego autora. Dla mnie to zdecydowana zaleta, gdyż stężenie oniryzmu w opowieściach o Pastelowym Mieście sprawiło, że po kolejną powieść Harrisona sięgałam z obawą. Nie jest to tekst prostszy (w jakimkolwiek, pejoratywnym czy tylko deklaratywnym sensie), ale jednak przyjaźniejszy czytelnikowi lubiącemu jakikolwiek fabularny konkret. Z trzech głównych wątków, rozwijanych symetrycznie, jeden osadzony jest w roku 1999, a dwa kolejne w 2400. Bohater wątku współczesnego, Michael Kearney, uzdolniony fizyk, dokona odkrycia, które zrewolucjonizuje loty kosmiczne i popchnie ludzkość na nowy etap rozwoju. Fabuła koncentruje się jednak na Kearneyu jako człowieku, a jego życie to jedno wielkie pasmo strachu. Choć personifikuje ów lęk tajemnicza istota, nazywana przez naukowca
Shranderem, jego korzenie znajdują się dużo głębiej. Kearney to szarpiący się z życiem frustrat, wiecznie uciekający przed prawdą o sobie i swoich potrzebach. Najlepszą ilustracją tego zagubienia jest jego chaotyczny, rozpaczliwy związek z byłą żoną, kobietą, wydawać by się mogło, słabą i całkowicie od partnera zależną, a mimo to samoświadomą w dużo większym stopniu niż on. Portrety psychologiczne protagonistów wątku współczesnego należą do największych zalet powieści, są mocne, przejmujące, przerażająco wręcz realistyczne. Te partie tekstu czytałam z największym zainteresowaniem.

Wątki osadzone w przyszłości są nierówne. Pierwszy, skoncentrowany wokół osoby Serii Mau, pilotki K-statku, zintegrowanej biologicznie ze swoim pojazdem, Białą kotką, mimo bogactwa scenograficznego fabularnie okazuje się najbardziej sztampowy ze wszystkich. Dziewczyna uciekła z ciała, zbrukanego traumą z dzieciństwa, by odkryć, że to, co uważała za bezpieczny azyl, stało się jedynie kolejną pułapką. Rozdarta pomiędzy pogardą dla ciała i fizyczności ograniczającej ludzi a pragnieniem zachowania człowieczeństwa, bohaterka stara się rozwiązać zagadkę tajemniczego artefaktu, który sprawia wrażenie zepsutego. To, co odkryje, niekoniecznie jej się spodoba.

Drugi wątek futurystyczny opowiada historię upadłego bohatera, Eda Chianese. W przeszłości niezrównany pilot wszystkiego, co tylko lata (z wyjątkiem K-statku), obecnie jest uzależnionym od wirtualnej rzeczywistości zerem. Zadłużony u szefowych przestępczego podziemia, sióstr Cray, podejmuje desperacką próbę – tym razem całkiem dosłownej - ucieczki. Trafia do dziwacznego cyrku, którego właścicielka proponuje mu pracę – Ed ma wieszczyć przyszłość. W takcie szkolenia odbywa mimowolną wyprawę do własnej przeszłości, o której, jak sądził, udało mu się skutecznie zapomnieć.

Stylistycznie Światło nie przytłacza rozbuchaniem, jak czyniło to * Viriconium, co nie znaczy, że nie jest kunsztowne. Stanowi precyzyjnie, co do najmniejszego szczegółu przemyślaną całość, o czym świadczą chociażby pewne motywy, czy wręcz całe zdania „wędrujące" między poszczególnymi wątkami. *Stopień kontroli Harrisona nad tekstem i językiem miejscami wręcz zachwyca, ale...

d4upv0a

To za mało. Powieść kusi i zwodzi, obiecując wiele, a w rezultacie część kwestii pozostaje niedopowiedziana (co samo w sobie nie jest wadą), a pozostałe rozwiązania okazują się zaskakująco banalne (co już jest wadą bardzo poważną). Sztampa fabularna mocno gryzie się ze stylistycznym kunsztem, klimat napięcia i tajemnicy wypala się na ostatnich kilku stronach, na których autor wiąże wątki logicznie, ale niezgrabnie. Puenta nie dorasta do całości, sprawiając, że śledzenie meandrów fabuły z drobiazgową uwagą (do którego autor ciągle czytelnika skłania), na nic się nie przydaje. Jako czytelnik byłam końcówką nie tylko rozczarowana, poczułam się wręcz oszukana, bo Światło to obietnica bez pokrycia, jeśli chodzi o wątek fantastyczny. Co prowadzi do konkluzji, że niektóre zasadnicze elementy fantastyczne (Shrander) powieści szkodzą, zaniżając jej końcową ocenę. Pod względem stylistycznym i jako powieść psychologiczna (z wyłączeniem, z przytoczonych wyżej powodów, wątku Serii Mau) dzieło Harrisona zarazem
zachwyca i przeraża, prowokując do trudnych refleksji.

d4upv0a
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4upv0a